-daję 6 łapek!

Nie ustaję w zachwytach nad skromnymi produkcjami filmowymi czy serialowymi wychodzącymi spod skrzydeł braci Duplass. Skromne i pełne miłości Blue Jay, fenomenalne poczucie humoru Togetherness  i pełna wdzięku Siostra twojej siostry to historie, do których powracam z sentymentem. Wyciszone opowieści pozbawione fajerwerków dowiercają się do skomplikowanej psychologii bohaterów i w małych gestach pokazują wielkie emocje. Podobnie jest z Paddletonem w reżyserii Alexa Lehmanna. Męska przyjaźń dawno nie była pokazana w tak piękny i subtelny sposób.

Paddleton

Michael (Mark Duplass) i Andy (Ray Romano) poznali się przypadkiem, kiedy ten pierwszy wprowadził się do mieszkania piętro wyżej. Początkowe złe wrażenie ustąpiło miejsca głębokiej relacji zbudowanej na wzajemnym zaufaniu i podobnych zainteresowaniach. Mężczyźni spędzają ze sobą wolne wieczory, grają w wymyśloną grę paddleton i nieustannie oglądają ten sam film o sztukach walki kung-fu. Posiadają własne małe rytuały, które przerywa nagła informacja – Michael jest śmiertelnie chory. Żadne leczenie nie będzie w stanie przedłużyć mu życia. Pozbawiony nadziei, przerażony powolnym umieraniem sam chce podjąć decyzję o tym, kiedy i jak odejść. W ostatnich chwilach ma mu towarzyszyć najlepszy przyjaciel.

Lehmann powtarza ten sam lekki i niezobowiązujący styl opowiadania, który znamy z Blue Jay. Dialogi płyną z niewymuszoną siłą, a relacja między mężczyznami wydaje się niezwykle prawdziwa. Dzięki ekranowej chemii między Duplassem i Romano nietrudno uwierzyć w głęboką więź łączącą przyjaciół. Tym bardziej uderza melancholijny ton i nieco depresyjna atmosfera. Patrzymy na bohaterów w mieście bez nadziei, zachmurzonym i pełnym ponurej aury. To wszystko doskonale koresponduje z powolnym umieraniem Michaela. 

Paddleton to film przede wszystkim o przyjaźni na zawsze, pomimo przeciwności. Opowieść o przemijaniu i lęku przed śmiercią, którego nie sposób oswoić i wyciszyć. A także subtelna komedia o męskiej nieporadności w opisywaniu uczuć. Lehmann ponownie pokazuje, że z małych i skromnych historii można wyciągnąć niezwykle wiele niuansów, które potrafią wzruszać i bawić, ale – co najważniejsze – prowokować do refleksji nad sobą.

Related Posts

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Leave a Reply