-daję 4 łapki!
Jeśli możecie zobaczyć coś innego, odpuśćcie sobie seans Oszustek. Anne Hathaway i Rebel Wilson grają parodie samych siebie, wygłaszają sztuczne i nieśmieszne dialogi i co rusz gubią się w banalnych inscenizacjach. Chris Addison tworzy reboot Parszywych drani, doprawiając go feministyczną nutą, ale mimochodem wychodzi mu średnio zabawna komedia o oszukiwaniu wszystkich pojawiających się na ekranie. Najbardziej jednak oszukani mogą poczuć się widzowie.
Czytaj także: Niedobrani
Josephine Chesterfield (Anne Hathaway) mieszka w luksusowym domu i niczym nie musi się martwić. Piękna, dystyngowana skutecznie zdobywa męskie serca i tanimi chwytami wyłudza pieniądze, które gwarantują jej dostatnie życie. Penny (Rebel Wilson) trudni się podobnym fachem, choć jej metody są zgoła inne. Dziewczyna wymyśla łzawe historie o porwanej siostrze, dzięki temu zapewnia sobie stały dopływ gotówki. Kiedy obie kobiety przypadkowo się spotykają, dochodzi między nimi do rywalizacji. W ich sidła wpada młody milioner – rozpoczyna się walka o to, która zdobędzie jego serce, współczucie i… ogromne pieniądze.
Chris Addison mógłby opowiedzieć o silnych i niezależnych kobietach, które potrafią wykiwać każdego mężczyznę. Feministyczny akcent, nieco pikanterii i całość mogłaby się okazać sprawną komedią i wyzwalaniu się ze stereotypowego postrzegania ról. Tymczasem jedyną bronią i atutem Josephine jest jej uroda. Obcisłe sukienki, eksponowanie dekoltu i zalotne spojrzenia otoczone sztucznym akcentem (to naprawdę nie brzmi dobrze) wciskają Hathaway w dobrze znane schematy. W opozycji do seksualności Josephine pojawia się Penny – małomiasteczkowa dziewczyna pełna energii, gotowa na rubaszny żart i niczym nieskrępowane docinki. Jednym zdaniem: Wilson ponownie odtwarza tę samą postać. Czy kiedykolwiek wyrwie się ze schematu pociesznej grubaski?
Oszustki bazują na kontrastach i opozycjach. O ile takie budowanie komizmu mogłoby spełniać swoją funkcję, wszystko traci sens, kiedy między głównymi bohaterkami nie ma żadnej chemii i nie można wyczuć minimalnej nici porozumienia. Hathaway i Wilson grają w różnych filmach. Jeden jest pełen elokwencji i dystyngowanej postawy, drugi to szalona jazda bez trzymanki. Obie zagrywają się na śmierć, doprowadzając swoje postaci na skraj przerysowania. I choć trafia się kilka trafionych gagów, trudno jest się śmiać z ułomnej księżniczki. Jedna z ciekawszych sekwencji – szkolenie Penny przez wyrafinowaną Jo – marnuje swój potencjał i całkowicie nie spełnia żadnej funkcji w fabule.
Czytaj także: What/If
Po świetnych Niedobranych, które oprócz komediowych akcentów wprowadzało świeże spojrzenie na amerykańską kulturę i politykę, film Addisona pozostaje przerysowaną szarżą dwóch aktorek. Wyraziste postaci zostają wrzucone do pretekstowej fabuły, która niemal natychmiast ulatuje z pamięci. To zdecydowanie nie będzie komedia lata.