– daję 8 łapek!
Antonio Padovan znany mi był z reżyserii absurdalnej krótkometrażówki „Jack Attack”, w której halloweenowe dynie są przyczyną krwawej jatki. Tymczasem jego pełnometrażowy debiut to bardzo smaczny thriller. Od lat pracujący w USA Włoch wrócił w rodzinne trony, by zrealizować film piękny, trzymający w napięciu, mądry i zabawny.
Śledczy Stucky (Giuseppe Battiston) po raz pierwszy dostaje w przydziale sprawę morderstwa. Choć teoretycznie jest doświadczonym policjantem, zdaje się działać nieporadnie, a jego postać jest rysowana na kształt ślamazarnych nieudaczników z głupkowatych sitcomów.
To jednak tylko zwodniczy zabieg twórców, dający chwilę rozluźnienia przed zagęstwieniem atmosfery do stanu znacznie utrudniającego oddychanie…
Denat to znany i wysoce poważany w regionie hrabia Desiderio Ancillotto (Rade Šerbedžija). Przez lata królował wśród producentów prosecco. Był wierny tradycji i prowadził biznes w myśl przekazywanych z pokolenia na pokolenie instrukcji. Jego wino budziło bezprecedensowy zachwyt, a on cieszył się powszechnym szacunkiem. Jednak z kilkoma wpływowymi personami toczył wyraźny spór. Czy to właśnie kierownika cementowni można podejrzewać o morderstwo?
Nie. Śledztwo nabiera nowych barw, kiedy okazuje się, że hrabia popełnił samobójstwo.
Stucky oficjalnie zamyka sprawę, jednak nie ustaje w poszukiwaniach tajemniczej piękności (Silvia D’Amico) widzianej z hrabią w ostatnich dniach jego życia. Do miasta przybywa także dziedziczka, która nigdy nie spotkała swojego ojca. Czy można wierzyć, że jest ona tak niewinna jak wydaje się być? Atmosfera gęstnieje, gdy w okolicy zostaje znalezione ciało wspomnianego biznesmena, będącego w sporze z hrabią.
Kolejne morderstwa uruchamiają trybiki w głowie widza. Film Padovana ma w sobie to, co w thrillerach lubię najbardziej. Koleje fabularne nie są oczywiste, ale jednocześnie dostajemy pewne wskazówki, dzięki którym możemy domyślać się rozwiązań. Prawda nie jest za szybko podana na talerzu, ale serwowane poszlaki pozwalają widzowi na prowadzenie własnego śledztwa.
„Ostatnie prosecco hrabiego Ancillotto” zachwyciło mnie precyzją rzemiosła filmowego. Nie jest to arcydzieło kinematografii, ale żadnemu z elementów – od aspektów czysto-technicznych po rozwiązania fabularne – nie można niczego zarzucić. Produkcja jest cudownie poprawna.
Film bawi, intryguje, wprowadza w świat przemysłu winnego i zapiera dech w piersiach pięknymi zdjęciami z malowniczych wzgórz Conegliano i Valdobbiadene. Oryginalny tytuł „Finchè c’è Prosecco c’è Speranza” mówi, że dopóki mamy prosecco – mamy nadzieję. Co ciekawe, powieść Fulvio Ervasa, którą zekranizował Padovan jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami…
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]