Konflikt izraelsko-palestyński nadal trwa. „Oslo” przypomina o dialogu
Bartlett Sher i J.R. Rogers zdobyli serca widowni, tworząc nagrodzony Tony Awards spektakl o porozumieniu z Oslo. Za sprawą HBO przenoszą go na szklany ekran, by w soczewce przyjrzeć się wielkiej polityce i ludzkim pragnieniom.
Sytuacja na Bliskim Wschodzie jest krytyczna. Konflikt między Izraelem i Hamasem nasila się. Z trwogą śledzimy doniesienia ze Strefy Gazy, gdzie odbywają się naloty bombowe i zbrojna walka. „Oslo” Barletta Shera pojawia się w ciekawym momencie, by przypomnieć o sile dialogu i wadze porozumienia ponad podziałami w imię większego dobra. Z pewnością polityki zagranicznej nie można ograć kilkoma banalnymi stwierdzeniami czy podniosłymi ideałami, ale filmowa opowieść daje przestrzeń do refleksji nad ludzką kondycją.
Przeczytaj także: Mare of Easttown
„Oslo” skupia się na prawdziwej historii, przedstawiając wysiłek norweskich dyplomatów, Mony Juul (Ruth Wilson) i jej męża Terje Rød-Larsena (Andrew Scott), by zorganizować negocjacje pomiędzy premierem Izraela Yitzhakim Rabinem oraz przywódcą Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jasirem Arafatem. Pokazuje spotkanie przełomowe, zorganizowane po kryjomu, z dala od spojrzeń politycznych gigantów, które pozwoliło na chwilowe złagodzenie napięć na Bliskim Wschodzie. Przedstawiciele obu narodów wyszli ze swojej strefy komfortu, opuścili tarcze i wypracowali rozwiązania, które na tamten moment były najlepsze.
Oglądając „Oslo” nie trzeba być ekspertem w prezentowanym temacie. Sher przedstawia osobiste historie ubrane w ramy wielkiej polityki. Pokazuje ludzkie zmagania z wydarzeniami na świecie. Z bliska portretuje ludzi, którzy toczą walkę sami ze sobą i swoimi przekonaniami. Ten film to aktorski spektakl gestu i słowa, podczas którego spotykają się odmienne zdania, ale wspólne marzenia. Męska energia kipi z ekranu, pokazuje siłę władzy i honoru, które nie zawsze pozwalają na kompromis. Całość równoważy hipnotyzująca Ruth Wilson, wprowadzając do dusznego świata polityki nieco światła. Polityczne interesy przeplatają się z ludzkimi doświadczeniami, a retrospekcje z życia Mony i Terje ukazują ich motywację di budowania lepszego świata.
Wyprodukowane przez HBO „Oslo” ma teatralne zacięcie. Skupia się na słowie i interakcjach między bohaterami. Amerykański reżyser tworzy historię bez wielkich fajerwerków, ale o niesamowitej intensywności intelektualnego poznania. Całość zamyka w małych przestrzeniach, dzięki czemu uważniej możemy śledzić relacje między postaciami. Patrząc na aktorskie wyczyny i słuchając ostrych dialogów, nie sposób uciec od skojarzeń z filmami z oscarowej stawki „One night in Miami” Reginy King czy „Ma Rainey: Matka Bluesa” George C. Wolfe, gdzie wielkie osobowości spierały się ze sobą. Walka na argumenty napędzała akcję, charakteryzowała bohaterów i stanowiła świetną intelektualną rozrywkę.
Przeczytaj także: Opowieść podręcznej
Film Rogersa pokazuje, że przenoszenie historii w formie artystycznej na deski teatru czy kina pozwala przyglądać się zdarzeniom z różnych perspektyw. Daje przestrzeń do nowego otwarcia i zainteresowania publiczności przeszłością, która odciska piętno na naszej teraźniejszości. To taka lekcja historii w pigułce, które może kogoś zainspirować do dalszych poszukiwań i uzupełnienia wiedzy. Taka forma doskonale sprawdziła się w głośnym „Hamiltonie” czy zrealizowanym z większym rozmachem „Procesie Siódemki z Chicago”.
Twórcy „Oslo” nie chcą tworzyć ekranowych superbohaterów, choć kreują podniosłą atmosferę wokół prezentowanych wydarzeń. Przedstawiciele Izraela, jak i Organizacji Wyzwolenia Palestyny balansują między powagą sytuacji a radosnym chwytaniem chwil w ekskluzywnych wnętrzach norweskiego pałacu. Śmieją się, żartują i wspólnie biesiadują, zakopując topór wojenny w zwykłych ludzkich relacjach. Co nie zmienia faktu, że Sher wie, kiedy uderzyć w poważne tony.
Obecnie mamy świadomość, że rozwiązania, które udało się wynegocjować podczas porozumienia nie były perfekcyjne i odciskają się piętnem na obecnych wydarzeniach, ale Sher pokazuje jednak, że ze spotkania ludzi dobrej woli może powstać coś konstruktywnego.
Najważniejsze to wyjść poza utarte schematy czy stereotypy i dostrzec w drugim człowieku kompana o podobnych marzeniach i planach. „Oslo” stara się nadać wielkiej polityce ludzkiego wymiaru. Robi to w powściągliwy i wyważony sposób. I choć Sher daleki jest od fajerwerków i popisowych rozwiązań, dostarcza nam dobry aktorski popis i wciągającą lekcję historii.
Premiera 30 maja w HBO GO