-daję 7 łapek!

Jest w kinie Roya Anderssona coś perwersyjnie smutnego, refleksyjnego i przyjemnego zarazem. Stabilność obrazu, niespieszne tempo i ponura kolorystyka zapraszają nas do bezpiecznego świata, w którym reżyser snuje rozważania na temat ludzkiej kondycji. O nieskończoności to opowieść o codzienności z jej wadami, jak i zaletami. To raczej chichot losu wydobywający się przez łzy rozczarowania. Kino, które opatula i rozczula, ale bez nadmiernej chęci przypodobania się widzowi.

Przeczytaj także: Zaginiona dziewczyna

Do filmowego świata Anderssona przenosi nas narratorka. Kobiecy głos, inspirowany Szeherezadą, opowiada o ludziach, których napotkała na swojej drodze i najbanalniejszych, zwyczajnych sytuacjach. Patrzymy na pastora, który utracił wiarę. Mężczyznę, który nie wie, czego chce. Ojca wiążącego córce sznurowadła w ulewnym deszczu. W końcu zabiera nas do bunkra Hitlera, gdzie pokonani naziści z wysiłkiem próbują wykonać hitlerowskie pozdrowienia. Pozornie obserwujemy zlepek nie związanych ze sobą scen, ale szwedzki reżyser potrafi dostrzec piękno i ulotność chwil w błahych i banalnych momentach. 

O nieskończoności Andersson opowiada o chwilach, które raczej nie przyciągają swoją atrakcyjnością. Zwykła codzienność daleka jest od efektownej kinowej rozrywki. Jednak Szwed po mistrzowsku wyciąga z niej wszystko to, co najlepsze, dając przestrzeń do wybrzmienia całej palety emocji. Absurdalny humor sprawia, że z ciekawością podążamy za biegiem historii, pragnąc dowiedzieć się, co jeszcze gra w duszy reżysera. 

Przeczytaj także: Wiosna Filmów 2020

Andersson potrafi zestawiać ze sobą przygnębiający smutek i niepozorną radość. W filmie zobaczymy mężczyznę, który z przygnębieniem dochodzi do wniosku, że nie wie, czego chce od życia, a także dziewczyny tańczące radośnie przed knajpką. W takich małych scenach tkwi urok stylu reżysera, którego pokochałam po nagrodzonym na festiwalu w Wenecji filmie Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu. Połączenie dramatów z chwilami radości pokazuje nam, jak ważne jest celebrowanie życia.

Według szwedzkiego reżysera nasza energia nigdy nie przestaje istnieć, może za to objawiać się w innej postaci. Kruchość ludzkiego losu równoważy się z nadzieją, że każdy z nas pozostawi jakąś cząstkę siebie w świecie. O nieskończoności, pomimo melancholijnej aury, wlewa w nasze serce nutkę optymizmu i miłości do człowieka.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply