W swoim poprzednim filmie Drake Doremus skupiał się na świecie przyszłości, w którym emocje przestały istnieć. Człowiek stał się maszyną do wykonywania zadań: wstać rano, pracować, jeść i spać. Jego egzystencja skupia się na realizowaniu ścisłego harmonogramu z powierzchownymi i kurtuazyjnymi relacjami. Kiedy w Nii i Silasie (Krsiten Stewart, Nicholas Hoult) budzą się uczucia, stają się zagrożeniem dla całej społeczności. W Nowości amerykański reżyser prowadzi rozważania na temat hiperemocjonalności w świecie pełnym możliwości i łatwych wyborów.
Martin (Nicholas Hoult) i Gabi (Laia Costa) są młodymi ludźmi, którzy chwytają życie pełnymi garściami. Mężczyzna ma za sobą przykry rozwód, dlatego próbuje zaznać chwil szczęścia i zapomnienia przy pomocy aplikacji randkowej. Gabi eksperymentuje, nie cierpi nudy i stagnacji. Oboje ze znudzeniem przeciągają palcami po ekranie telefonu – raz w prawo, raz w lewo – szukając przygody na jedną noc. Jednak to, co miało być przelotnym romansem, zamienia się w burzliwy związek.
Doremus przedstawia wariację na temat melodramatu w czasach Tindera, kiedy związek jest tylko opcją – jedną z wielu. Szalona pogoń za ciągłą stymulacją i adrenaliną pozwala być na ciągłym haju, przez co stabilizacja u boku drugiego człowieka wydaje się nudną i frustrującą alternatywą. Reżyser Do szaleństwa opiera swój świat na chaosie działania. Zastanawia się, czy w rzeczywistości pełnej „nowości” można zbudować prawdziwy związek oparty na zaufaniu.
Nicholas Hoult i hipnotyzująca Laia Costa tworzą intrygujący ekranowy duet, który stara się swoją charyzmą wyciągnąć tę historię ze scenariuszowych mielizn. Costa jest jednocześnie zagubioną dziewczynką i uwodzicielską kobietą, z którą trudno znaleźć nić porozumienia. Zagubiona w nadmiarze swoich oczekiwań wychodzi poza społeczne normy, podążając za tezą, że monogamia jest przeżytkiem.
Choć bohaterowie pogrążeni w chaosie własnych emocji wywołują irytację i popełniają błąd za błędem, opowiadają coś niezwykle istotnego o pokoleniu współczesnych 20- i 30-latków, którzy poszukują bliskości, ale jednocześnie boją się w pełni otworzyć przed drugim człowiekiem. Nowość jest jak rollercoaster przejeżdżający przez serię dobrych i złych pomysłów. Całość ratuje nieprzewidywalne zakończenie, choć po szalonej przygodzie, którą zagwarantował nam reżyser, nie jesteśmy już wcale pewni, czy kibicujemy bohaterom. Doremusowi udało się stworzyć obraz, w którym „i żyli długo, i szczęśliwie” wzbudza więcej lęków, niż kojącego spokoju.