Poszukiwanie prawdy to praca dwadzieścia cztery godziny na dobę. Skrupulatne przeglądanie dowodów, łączenie faktów i szukanie niemożliwych powiązań. Noc 12 października Dominika Molla zabiera nas do policyjnego świata, gdzie nie wszystko jest idealne, a wskazówki prowadzą po nitce do kłębka.
Kapitan Yohan Vivès (Bastien Bouillon) doczekał się awansu w dochodzeniówce. Jego przełożony odchodzi na emeryturę i ustępuje mu miejsca. Wyczekiwana pozycja, samodzielne śledztwo, własny zespół – mężczyzna jest gotowy do pracy. Kiedy dostaje wezwanie na miejsce zbrodnie, nie spodziewa się, że ta sprawa będzie go prześladowała do końa życia. Młoda dziewczyna została zamordowana. Spłonęła żywcem. Nocą, 12 października, kiedy wracała do domu od przyjaciółki. Żadnych świadków.
Przeczytaj także: Właściciele
Molla buduje swój film jak kryminał. Mamy zbrodnię i policjantów, którzy prowadzą śledztwo. Vivès z Marceau (Bouli Lanners), kumplem z policji, starają się zbierać poszlaki. Zmagają się przy tym z osobistymi problemami. Sprawa przenika życie. Życie przenika sprawę. Wszystko jest zanurzone w społecznym kontekście i filtrowane przez męskie spojrzenia. Czy ofiara, która miała wielu partnerów, zasłużyła sobie na taki los? Jak duży wpływ na prowadzenie śledztwa mogą mieć osobiste uprzedzenia?
Noc 12 października to przede wszystkim film mocno zanurzony w środowisku policyjnym. Brak mu jednak narastającego dreszczyka emocji. Nikt nie biega z bronią. Nie ściga się z czasem i nie stawia czoła podejrzanym. To przede wszystkim portret mrówczej pracy i narastającej frustracji, kiedy wszystkie drogi prowadzą donikąd. Molla obdziera śledztwo z blichtru wielkich przełomów. Daleko mu do emocjonalnego podgrzewania atmosfery, a bliżej do wyważonego obrazu pełnego ślepych zaułków i płonnych nadziei.
Przeczytaj także: Chora na siebie
Scenariusz do Noc 12 października powstał na podstawie prawdziwej sprawy, która do tej pory nie została rozwikłana. Molla świadomie wykorzystuje tę informację, by odjąć swojemu filmowi sensacyjności, ale wprowadzić sporo smutku i atmosfery bezradności. Bouillon i Lanners tworzą na ekranie świetny policyjny team, choć daleko im do efektownych akcji i przesłuchań (zdarzają się jednak emocjonalne momenty). Aktorzy sprawdzają się w swoich rolach, ale to nie oni grają tu pierwsze skrzypce, lecz sprawnie napisany scenariusz.
Yohan Vivès jeździe na rowerze po torze kolarskim w koło. Kręci się niczym chomik w kołowrotku. Mott potrafi komentować sytuację swoich bohaterów przy pomocy obrazu. Tworzy świetną klamrę tematyczną, gdy w finale kapitan wyjeżdża w góry, by z otwartą przestrzenią przed sobą zmierzać w nieznane. Noc 12 października to sprawnie skonstruowane kino, które po prostu dobrze się ogląda. Bez zbędnych okrążeń i bolesnych wywrotek.
daję 6 łapek1