Jest coś niezwykle oczyszczającego w kinie akcji, kiedy bohater po prostu „daje swoim przeciwnikom po mordzie”. Koncert przemocy kanalizuje złą energię i codzienne frustracje, pozwalając w bezpiecznych warunkach przeżyć swoiste katharsis. Nikt Ilyi Naishullera nie ma też w sobie innych ambicji. To piękna rozwałka, w której chodzi tylko o krew, pot i łzy.

Przeczytaj także: Rojst’97

Hutch Mansell (Bob Odenkirk) to klasyczny everyman. Mężczyzna w średnim wieku zamknięty w wielkim domu z żoną, z którą od dawna tylko współdzieli łóżku, nieszanującym go synem i córeczką, która jako jedyna jeszcze w niego wierzy. Sfrustrowany pracownik codziennie działa na autopilocie. Pewnej nocy do jego domu włamuje się dwóch złodziei. Hutch nie staje jednak na wysokości zadania, a jego bierność przynosi mu pogardę syna i sąsiada. Nie trzeba długo czekać aż głęboko uśpione instynkty znajdą drogę na powierzchnię. Agresja spuszczona ze smyczy nabiera tempa, a niepozorny Mansell rozpoczyna wojnę z niebezpiecznym przeciwnikiem (Aleksey Serebryakov).

Bob Odenkirk nieprzypadkowo został tytułowym „Nikim”. Aktor znany z takich produkcji jak „Breaking Bad” czy „Zadzwoń do Saula” doskonale wpisuje się w schemat małomiasteczkowej nudy i przeciętności. Grzeczny, o przenikliwym spojrzeniu kojarzy się z siłą spokoju i intelektualnym sznytem. Tymczasem reżyser Hardcore Henry’ego ubiera go w kostium kina akcji i wrzuca w najbardziej pokręcone brutalne rozgrywki. Jego przeciętna fizjonomia świetnie sprawdza się w ekranowym wybuchu agresji, gdzie realizm miesza się z humorystycznym przerysowaniem.

Przeczytaj także: Altered Carbon

Naishuller do maestrii doprowadza ekranową erupcję przemocy. I choć pierwsze wyzwolenie się Mansella spod kurateli przewidywalnego i nudnego życia uderza surowością opowiadania, z czasem jego działania zyskują większego polotu. Pozbawiona muzyki i maksymalnie wyciszona scena mordobicia w autobusie jest tylko wstępem do prawdziwego koncertu ciosów, wystrzałów i zbrodni. Nikt popada w schematy gatunku, ale robi to w wyśmienitym stylu. Z polotem i bez zadęcia.

Ten film bawi się opowiadaną historią. Pokazuje bohatera, który przez lata pod białym kołnierzykiem, skrywał prawdziwe demony frustracji i niespełnienia. Odenkirk tworzy postać, która zadając ciosy prawdziwie zaczyna żyć. Wpuszcza do swojego świata fajerwerki i adrenalinę, wybudzając Mansella ze snu życiowego odrętwienia. Nikt przyciąga swą prostotą i czaruje niebezpiecznym urokiem Odenkirka. Od czasów Johna Wicka nie widziałam nic tak świeżego i wciągającego. 

daję 7 łapek!

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply