Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż. Ciekawią mnie obrazy, w których do głosu dochodzi zmęczenie, strach i przerażająca wizja zatracenia własnej tożsamości na rzecz bycia po prostu mamą. Nightbitch Marielle Heller to macierzyński horror pozwalający zwierzęcym instynktom dojść do głosu. 

Nightbitch: Za rękę ze zwierzęcymi instynktami

Matka (Amy Adams) była aspirującą artystką odnoszącą pierwsze sukcesy w nowojorskim świecie sztuki. Kiedy na świecie pojawił się jej syn, postanowiła zrezygnować z pracy i zostać z nim w domu. Mąż (Scoot McNairy) nie protestował przeciwko takiemu rozwiązaniu. W końcu w jego życiu niewiele się zmieniło, oprócz tego, że wracając ze służbowych wyjazdów na progu wita go uroczy berbeć. Cały trud wychowania spadł na barki kobiety, która sfrustrowana i zmęczona spędzaniem całych dni z dwulatkiem, coraz bardziej traci blask i chęć do walki o siebie. Nie myślcie, że jest złą matką, bo to nieprawda – po prostu chciałaby odzyskać dawną siebie. Wkrótce jej świat, utkany z rutyny, zaczyna się. Jej ciało przechodzi przemianę: pojawia się nadmierne owłosienie, wyostrzone zmysły i… zalążek ogona.

Przeczytaj także: Moje ulubione ciasto

Amy Adams jest hipnotyzująca. Potrafi zachwycić delikatnością bycia w relacji z dzieckiem, ale też intrygować miksem emocji, który przeżywa jej bohaterka. Jest ludzka z nutką zwierzęcych instynktów. Kiedy w końcu odkrywa, że wychowanie dziecka przede wszystkim polega na poddaniu się naturze i zaczyna się w niej przeglądać, zaczyna odnajdywać klucz do zdefiniowania siebie od nowa. Heller w ciekawy sposób pokazuje, że niegdyś kobiety tworzyły wspólnotę, a wychowanie dzieci nie spoczywało tylko na ich barkach. W świecie pędu została zachwiana równowaga, a bycie przewodnikiem po świecie nowego człowieka to czasami zbyt wiele dla jednej osoby.

Nightbitch szuka złotego środka. Pokazuje walkę o poczucie swobody i wolności. I choć Heller ucieka w świat fantasy, niesie wiele przyziemnych spostrzeżeń. Ten film to animalistyczna przygoda, rodzinny dramat i matczyny horror. Reżyserka nie ucieka od absurdu, buduje trafne puenty i tworzy wciągającą czarną komedię. Być może zabrakło jej wyraźnego pazura i czasami trąci oczywistymi wnioskami, ale to wciąż ciekawy obraz rodziny i macierzyństwa. Heller pokazuje, że warto odłożyć intelekt na chwilę na bok i dać się prowadzić instynktom.

daję 7 łapek!

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Moje ulubione ciasto to poruszająca opowieść o chwytaniu dobrych chwil i czerpaniu z nich pełnymi...

Leave a Reply