To była niezapomniana noc. Cała śmietanka towarzyska przedwojennej Polski zgromadzona w jednym miejscu hucznie bawiła się w rytm cudownej muzyki. Tańce i hulańce, swawole bez końca doprowadziły do nieco mniej radosnego poranka. Głowa boli, wspomnienia wracają jak przez mgłę, a na kanapie leży… trup. Maciej Kawalski w Niebezpiecznych dżentelmenach puszcza wodze fantazji, chwyta wodze gatunkowych schematów i rozpoczyna balansowanie na linie kolorowego absurdu. 

Przeczytaj także: Śubuk

Tadeusz Żeleński (Tomasz Kot) ma kłopot. Lokalna gazeta pisze, że nie żyje, a na kanapie w domu jego znajomego, Stanisława Witkiewicza (Marcin Dorociński) leży trup. Szalona noc, która właśnie dobiegła końca, rodzi więcej pytań niż odpowiedzi, a na domiar złego z szuflady zniknęła pokaźna sumka, którą Witkacy wraz z Bronisławem Malinowskim (Wojciech Mecwaldowski) odkładali na upragnioną podróż do Australii. Panowie wraz z cieszącym się dobrą sławą pisarzem Josphem Conradem (Andrzej Seweryn) wyruszają na poszukiwania prawdy i pamięci, która zniknęła w oparach narkotykowego szaleństwa. Wkrótce okaże się, że tajemnicza zbrodnia jest częścią politycznej intrygi, a życie Żeleńskiego naprawdę może być zagrożone.

Maciej Kawalski debiutuje w pełnym metrażu i robi to z niesamowitym przepychem. Tryby maszyny komedii kryminalnej działają bez zarzutu. Akcja pędzi w dobrym tempie. Aktorzy wybornie wtopili się w swoje postaci i z pewnością balansują na granicy przerysowania i groteski. Humor (często) trafia w punkt, a kolorowa bohema zakopiańskich ulic przyciąga uwagę. Wszystko wydaje się działać bez zarzutu, a jednak Niebezpieczni dżentelmeni nie są idealni. Gdy historia zaczyna nabierać rumieńców, a w całą intrygę okazuje się być zaangażowany sam Lenin (Jacek Koman), całość zaczyna przekraczać granicę zabawy i wchodzi w rejony lekkiego cringe’u. Czwórka zwariowanych, acz poważnych ludzi, biega po Zakopanem w poszukiwaniu odpowiedzi, a wielka historia puka do ich drzwi. To trochę za dużo, by utrzymać tę opowieść w ryzach. 

Przeczytaj także: Magnezja

Niebezpieczni dżentelmeni mają dobre momenty i świetny żart, ale czasami puenty nie trafiają. Kiedy Kawalski stara się coraz bardziej napinać cięciwę łuku, ona pęka, a strzała nie trafia do celu. W wypadku tego filmu sprawdza się powiedzenie, że co za dużo to niezdrowo, a od tego nadmiaru może rozboleć głowa. Niemniej jednak doceniam świadomą zabawę historia i rzeczywistymi postaciami. Przepisywanie przeszłości na nowo i dodawanie jej kolorytu jest bardzo dobrym kierunkiem, a ja sama jestem ogromną fanką serialu Wielka czy fenomenalnej Faworyty w reżyserii Yorgosa Lanthimosa. Dobrze, że w naszej kinematografii pojawiają się zabawy formą i postaciami, a opowieść jest traktowana z przymrużeniem oka.

Trzeba przyznać, że – choć nie wszystko jest idealne – Niebezpieczni dżentelmeni nie zawodzą na poziomie realizacji. Ten film po prostu dobrze się ogląda, a czwórka wybitnych aktorów: Tomasz Kot, Marcin Dorociński, Andrzej Seweryn i Wojciech Mecwaldowski grają niczym natchnieni. Z radością i lekkością płyną przez zakopiańskie plenery, tworząc zajmujące portrety niedoskonałych charakterów. Zresztą drugi plan równie mocno jest wart uwagi. Kawalski w krótkich scenach kreśli pejzaż polskich bohemy i dodaje współczesny komentarz. Przez ekran przewijają się takie postaci jak: Zofia Stryjeńska (Marta Ojrzańska), Maria Pawlikowska-Jasnorzewska (Anna Terpiłowska), Artur Rubinstein (Modest Ruciński), August Zamoyski (Rafał Maćkowiak), Karol Szymanowski (Grzegorz Mielczarek), Jadwiga Mrozowska (Anna Smołowik) czy sam Józef Piłsudski (Michał Czernecki). Tworzą oni barwne tło, niosąc komediowe akcenty. 

Maciej Kawalski nie tworzy dzieła wybitnego, ale Niebezpieczni dżentelmeni to ciekawa filmowa propozycja, który odważnie wkracza w schematy komedii kryminalnej. Reżyser bawi się formą i tak jak Maciej Bochniak w Disco Polo czy Magnezji proponuje świeże spojrzenie na zabawę w kino. Cieszą mnie każde próby, które pokazują, że polski film może być kolorowy i daleki od komedii romantycznej czy dramatu, na którym płaczemy rzewnymi łzami. Całość zasługuje na uwagę ze względu na świetny pomysł, niebanalny humor i aktorów, którzy z oddaniem tworzą swoje postaci. Brawo za proponowanie czegoś nowego!

daję 5 łapek!

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply