-daję 6 łapek!

Filmowy społecznik powrócił z nową produkcją, ale ze znanymi schematami. Ken Loach wraz ze swoim scenarzystą Paulem Lavertym odgrywają tą samą historię na kilka sposobów. Nie ma nas w domu to kawał dobrego kina, wzruszająca rodzinna historia, pouczające lekcja, ale także frustrujący obraz bezsilności. Dla wszystkich, którzy nie znają twórczości brytyjskiego reżysera, ten film może być wciągającym dramatem z głównym bohaterem na miarę biblijnego Hioba, reszta wyjdzie zdenerwowana wtórnością dzieła. 

Przeczytaj także: Ja, Daniel Blake

Ricky Turner (Kris Hitchen) jest dojrzałym mężczyzną z żoną, dwójką dzieci i pokaźnymi długami na swoim koncie. Wymarzone życie na przedmieściach w pięknym domku już dawno odeszło w cień, a na pierwszy plan wysunęła się desperacja, by w końcu związani jakoś koniec z końcem. Po problemach ze znalezieniem pracy, Ricky rozpoczyna nowy start jako kurier. W przedziwnym mechanizmie stworzonym przez właściciela magazynu pracuje cała rzesza kierowców, którzy zakładają własną firmę, załatwiają sobie samochody i – wypełniając normy Henry’ego – rozwożą paczki. Idylla szybko zamienia się w koszmar rodem z horroru. Czas przestaje być ich sprzymierzeńcem, kilometry uciekają spod kół, a szaleńcze tempo z dnia na dzień prowadzi do coraz większej frustracji. Rodzina schodzi na dalszy plan, a Ricky staje się niewolnikiem elektronicznego systemu.

Nie lepiej ma jego żona, która opiekuje się starszymi ludźmi. Abbie (Debbie Honeywood) nieustannie ćwiczy swoją cierpliwość, wytrzymałość na obelgi i pracuje po 12 godzin dziennie. Dwoje wyczerpanych dorosłych przeżywa piekło w domu, kiedy ich nastoletni syn postanawia się zbuntować. Bezsilność wychodzi na pierwszy plan, a Loach rzuca swoim bohaterom coraz więcej przeszkód. Kiedy już się wydaje, że nie czeka ich nic gorszego, brytyjski reżyser nie daje im wytchnienia. Nagromadzenie złych wydarzeń i smutnych sytuacji w pewnym momencie przekracza granicę współczucia i staje się groteskowym przerysowaniem. Nie zabrakło nawet kulejącego pieska i przygnębiającej aury bezsłonecznej Anglii. 

Przeczytaj także: Radioactive

Nie ma nas w domu  ponownie pokazuje fatum ciążące nad bezsilną rodziną. Loach portretuje bohaterów, którzy niczym Syzyf codziennie wspinają się na szczyt, by wieczorem rozpoczynać wędrówkę od nowa. W jego filmie niewiele jest jasnych i radosnych momentów, a w desperacji bohaterów czuć nuty bezmyślnego działania. Loach nie wzbudził we mnie współczucia, a irytację. Pokazał nie tylko piekło systemu społecznego, wyzysku, ale brak wsparcia w najważniejszej jednostce społecznej, czyli rodzinie. Znikąd nadziei! To już wolę desperackie bitwy o człowieka w filmach braci Dardenne. 

Related Posts

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Leave a Reply