Miłość to manipulacja i nieustanna próba sił. To nie zbyt pozytywny obraz, który wyłania się z filmu Nić widmo. A jednak potrafi zauroczyć, zachwycić determinacją i piękną posągowością, która czyni produkcję Paula Thomasa Andersona dystyngowaną, ale i – co rzadkie u tego twórcy – niezwykle przystępną. Zatopienie w wizualnym zachwycie koresponduje z perwersyjną (!) fabułą, w której erotyzm eksploduje z niedopowiedzeń i współzależności.
Reynolds Woodcock (Daniel Day Lewis) jest artystą. Prawdziwym maestro projektowania ubrań, który ze swojej pracy czyni dzieła sztuki. Z pietyzmem i przedziwną nabożnością podchodzi do procesu twórczego, którym kieruje i zarządza jego dominująca siostra, Cyril (Lesley Manville). Kiedy w jego życiu pojawi się Alma (Vicky Krieps), nic nie będzie takie samo. To kobieta fatalna, która pozbawia mężczyznę unikatowego daru – umiejętności kreacji. Dokonuje akt twórczej kastracji, ucząc go perwersyjnej współzależności.
Anderson rozpływa się w metaforach i niedopowiedzeniach. Z lubością wykorzystuje freudowskie odniesienia i jungowskie teorie, by wstrząsnąć perfekcyjnie skonstruowanym światem. Alma staje się równocześnie nośnikiem destrukcyjnego pragnienia i jedynej nadziei na szczęście i męskie spełnienie. Jej determinacja i zdecydowanie doprowadzają do zachwiania od lat budowanej konstrukcji, przez co Woodcock, ale przede wszystkim Cyril, będą musieli opuścić gardę i dostosować się do nowych reguł gry, w której chodzi o utrzymanie równowagi między władzą a poddaństwem.
Nić widmo zachwyca swoim wyrafinowaniem i finezją, dzięki którym powstaje jakaś niesamowita aura obcowania z czymś wyjątkowym. Duża w tym zasługa przypominających małe dzieła sztuki kostiumów autorstwa Marka Bridgesa i powściągliwej muzyki Johnny’ego Greenwooda. Ten film przypomina kompozycję, w której poszczególne elementy składają się na harmoniczną całość. Nie czuć w obrazie Andersona żadnej fałszywej nuty, kiedy Alma roztacza swoją opowieść o budowaniu miłosnej relacji z projektantem. Pewny siebie głos, wytrwałe spojrzenia i małe gesty decydują o kształcie filmowej rzeczywistości.
Nić widmo nie galopuje przez kolejne punkty kulminacyjne, jest raczej sensualną wędrówką, która potrafi zaskoczyć kilkoma twistami i nieortodoksyjnymi rozwiązaniami. Anderson stworzył wysmakowany obraz, który powinni docenić wytrawni smakosze.