– daję 6 łapek!

Museo to film oparty na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce w Meksyku. Celebracja historii, hołubienie przodków i ich osiągnięć jest niezwykle ważnym elementem kultury latynoskiej, dlatego otwarcie Muzeum Antropologii, gdzie znalazły się ważne eksponaty, było nie lada wydarzeniem. Choć po radości z unikatowych artefaktów przychodzi codzienność, świadomość posiadania przedmiotów z przeszłości jest niezwykle istotna. Dwójka Meksykanów dokonała zamachu na tę świętość i włamała się do muzeum, kradnąc bezcenne eksponaty.

Museo

© Alejandra Carvajal

Alonso Ruizpalacios nie chce zrobić heist movie, nie skupia się na kradzieży, stąd nieco bardziej kontemplacyjna wymowa całej fabuły. Ten film to nie efektowne włamanie, ale swobodna wędrówka do osiągnięcia samoświadomości pełnej wyrzutów sumienia. Juan (Gael García Bernal) i Winston (Leonardo Ortizgris) czują, że kręcą się w koło w małej mieścinie bez perspektyw. Znudzeni postanawiają obrabować muzeum z cennych pamiątek i sprzedać je na czarnym rynku. Niedoświadczeni w brudnej robocie całkiem dobrze radzą sobie z wyniesieniem cennego materiału z budynku, ale zupełnie gubią się podczas prób sfinalizowania swojego planu. Nie przewidzieli, że nikt nie będzie chciał zainwestować ogromnych pieniędzy w eksponaty pochodzące z kradzieży.

Museo nie buduje napięcia, nie wprawia serca w drżenie niepewności. To poprawna opowieść o marzeniach, które nie mogą dojść do realizacji. Naiwność miesza się tutaj z bezradnością, a frustracja z nadzieją. Ruizpalacios nie bawi się w efektowne rozwiązania, choć od czasu do czasu akcja prosi o przyspieszenie i wprowadzenie jakiegoś zaskoczenie. W tym filmie nie chodzi jednak o elektryzujące emocje, a beznadziejne stopienie się z bohaterami w marazmie życia.

Bernal tworzy postać sympatycznego nieudacznika, który od wielu lat jest pośmiewiskiem całej rodziny. Mieszka z rodzicami, nie może ukończyć studiów i wciąż jest samotny. Trudno nie sympatyzować z Juanem, który decyduje się na skok nie tyle dla bogactwa, co dla przeskoczenia własnej ułomności. Dlatego też Museo skupia się na bohaterach, ich uczuciach i wątpliwościach, a nie na samym czynie.

Museo

© Alejandra Carvajal

Film meksykańskiego reżysera nie jest idealny. Z pewnością mógłby wyłuskać o wiele więcej komediowych akcentów, które osłodziłyby dramatyzm upadku. Mimo wszystko to nieco mistyczna opowieść o decyzjach, których konsekwencje trzeba ponosić. Dramatyzm porażki w pigułce.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply