Festiwal trwa w pełni. Jesteśmy już na półmetku, a przed widzami nadal dziesiątki filmów debiutantów do zobaczenia. Co słychać w młodym kinie? O czym opowiadają debiutanci? Środa w Koszalinie upłynęła dla mnie pod znakiem kryzysu międzyludzkich relacji. Wśród filmów krótkometrażowych o wiele częściej mogliśmy zobaczyć dramat niż komedię. Czy świat martwi młodych reżyserów?

Festyn, reż. Grzegorz Krawiec

Czarna komedia na miarę naszych czasów z celebrytami, selfie i ludzką znieczulicą na pierwszym planie. Festyn rozpoczyna się niepozornie. Młoda dziewczyna idzie radośnie torami, kiedy nagle nadjeżdża pociąg. Nie udaje jej się uskoczyć. Dochodzi do tragedii. Maszynista jest w szoku, ludzie się niecierpliwą – trzeba wezwać prokuratora. Szykuje się wielogodzinny postój gdzieś pośrodku niczego. 

fot. Sylwia Olszewska/ FOTOSY na planie Aniolek 8.2018 Warszawa

Ludzie wychodzą z pociągu, rozkładają się na trawie i rozpoczynają festyn. Grzegorz Krawiec pokazuje festyn próżności, egoizmu i eskapizmu. Leje się alkohol, gra muzyka, a ojciec piosenkarki znajdującej się w pociągu rozpoczyna sprzedaż płyt i gadżetów. Nikogo nie interesuje śmierć przypadkowej nastolatki.

Grzegorz Krawiec z ironią i przekąsem pokazuje społeczeństwo, które w dobie social mediów pozostaje nieustannie skupione na sobie. Jedynie celebrytka znajdująca się w pociągu jest gotowa na odruch serca i zauważa nieadekwatność zachowania współpasażerów. Festyn mógł być ciekawą analizą reakcji ludzi wobec jednostkowej tragedii obcej osoby. Niestety do krótkiej fabuły zostaje jeszcze wrzucony wątek piosenkarki, która od małego jest gwiazdą i powoli ma dość bycia ciągle w centrum uwagi. To ona potrafi zidentyfikować się z ofiarą, ale za dużo w tym histerii.

Festyn niesie w sobie wiele gorzkich puent za sprawą bogactwa poruszanych tematów. Ludzie głównie skupiają się na sobie, nastoletnie celebrytki czasami mają dość swoich ojców, a głupia internetowe wyzwania mogą doprowadzić do tragedii. Krawiec potrafi bawić, ma trafne obserwacje, ale za dużo tu wątków, jak na krótki film. 

Nie widzieliście tego, co ja widziałam, reż. Ewa Langa

Misia (Klaudia Kurak) ma siedem lat, a jej świat nie jest kolorową rzeczywistością pełną zabawy. Właśnie wakacje zbliżają się ku końcowi, czas pomyśleć o szkole, ale jej myśli zaprząta coś innego. Pozorna sielanka domku nad jeziorem zostaje przyćmiona przez krzyki i przemoc. Mama Misi jest daleka od tworzenia szczęśliwego związku z jej ojcem.

Ewa Lang w Nie widzieliście tego, co ja widziałam opowiada o mikroświecie małej dziewczynki, której jedynym największym marzeniem jest, żeby „tata zniknął”. Zniknął tak na dobre i przestał krzywdzić mamę. Dziecięca debiutantka doskonale pokazuje tłumione emocje. Znajduje się w sytuacji, z którą nie może sobie poradzić, a nikt nie chce jej uwierzyć. Szczególnie, że sama mama (Sylwia Boroń) skutecznie unika tematu. 

Reżyserka prostymi środkami opowiada o traumach, zwątpieniu, niepewności, ale przede wszystkim ogromnej samotności. Kiedy dorośli znikają ze świata Misi, dziewczynka zostaje sama ze swoimi wątpliwościami i problemami, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Świat dziecka na zawsze został wytrącony z równowagi.

Pustostan, reż. Agata Trzebuchowska

Agata Trzebuchowska powinna przestać być kojarzona tylko i wyłącznie z IdąPawła Pawlikowskiego. To intrygująca reżyserka, której Pustostan jest dobrym filmem, ale nie pozbawionym wad. 

Anna (Agnieszka Podsiadlik) jest żoną i mamą dwójki dzieci. Pewnego dnia przeskakuje przez płot na posesję sąsiadów, by zabrać zagubioną piłkę. Odkrywa, że dom jest pusty, a do tego są otwarte drzwi. Wiedziona ciekawością wchodzi do środka i spędza tam kilkadziesiąt godzin. Oderwana od własnego świata spogląda na swój dom i rodzinę z zewnątrz, nabierając zupełnie innej perspektywy.

I choć punkt wyjścia jest ciekawy, szczególnie kiedy Anna odkrywa tajemnice córki, męża i sąsiadki. Widzi, jak pierwsza podjada chipsy, ukochany łyka tajemnicze tabletki, a kobieta z domu obok prowadzi dziwną romansową grę. Niestety Trzebuchowska nie potrafi wcisnąć w tą opowieść nic ciekawego. Widzimy zalążek historii, w której zabrakło miejsca na puentę i sensowne domknięcie.

Pustostan to melancholijna atmosfera, ciekawe wygrywanie ciszy, ale więcej w tym debiucie artyzmu niż fabularnego mięsa. Szkoda, że metaforyka przyćmiła autentyzm postaci. 

Synchronizacja, reż. Anna Kasińska

Jest rok 2085. W domu zatopionym w roślinach, w aurze wzajemnego szacunku, zrozumienia i bliskości mieszkają cztery kobiety. Wszystkie starają się osiągnąć pełną synchronizację swojego cyklu. Marzą o posiadaniu dziecka, a w zanadrzu mają tylko jednego dawcę nasienia. To jedna szansa dla nich wszystkich.

Synchronizacja to film zrobiony z dbałością o detale. Anna Kasińska wprowadza swoje bohaterki w piękną scenografię i z subtelnością przygląda się im działaniom. Jest pełna energii i werwy, ale przede wszystkim daleka od feministycznej zaciekłości. Przedstawia świat pełen harmonii z nutką komizmu. 

Na ekranie widzimy Agnieszka Grochowska, Joanna Brodzik, Karolina Porcari, Justyna Suwała, którym w krótkim czasie udało się stworzyć wyraziste postaci. Empatyczna pani doktor, opiekunka, lekkoduch i pełna nadziei nastolatka. W Synchronizacji widzimy świat zamieszkiwany przez kobiety, które budują swoje życie na własnych zasadach. 

Historia krótkiego trwania, reż. Michał Ciechomski

Historia krótkiego trwania opowiada o przełomowym momencie w życiu młodego mężczyzny. Dokumentalny obraz w swojej narracji przypomina fabułę, w której młode małżeństwo staje przed wyzwaniami codzienności. Surowa obserwacja mimo wszystko daje przestrzeń na emocjonalną eksplorację.

Michał Ciechomski przedstawia chłopaka, który pracuje w sklepie z meblami, a do tego dorabia w ekipie sprzątającej mieszkania po zgonach ich właścicieli. Do tego właśnie kupił mieszkanie i potrzebuje środków na jego wykończenie. Każdy z młodych ludzi może przejrzeć się w tym bohaterze – marzenie o posiadaniu czegoś na własność, trud pracy i niedostatki finansowe pokazują, że start w dorosłość wcale nie należy do najłatwiejszych.

Historia krótkiego trwania pokazuje mechanicznie wykonywane obowiązki. Mężczyzna nakłada na siebie emocjonalną osłonę krok po kroku dojść do celu. A co jeśli zmęczenie weźmie górę nad marzeniami? Gdzie jest granica wytrzymałości?

Mój kraj taki piękny, reż. Grzegorz Paprzycki

Mój kraj taki piękny to dokument zaangażowany politycznie. Trudno przejść obojętnie obok obrazu Polskie przedstawionego przez Grzegorza Paprzyckiego, gdzie ONR organizuje swoje marsze a ich przeciwnicy są siłą ściągani z jezdni, by zrobić miejsce skandującemu tłumowi. Skrajna prawica kontra lewica – ta konfrontacja nie należy do przyjemnych.

Paprzycki wyrusza z kamerą przez całą Polskę i pokazuje obraz przerażający i zatrważający. Pod lupą przygląda się odrodzeniu nacjonalistycznych ideologii, które mają przyzwolenie na funkcjonowanie w naszej rzeczywistości. Reżyser zabiera nas na wykład, w którym profesorowie czy świadkowie nazizmu opowiadają o znaczeniu skrajnego nacjonalizmu, jego początkach i historycznym przebiegu. Spokojna dyskusja jest konfrontowana z krzyczącą ulicą, racami i radykalnymi poglądami.

Trudno przejść obojętnie wobec tego obrazu – szczególnie, kiedy jego największa część rozgrywa się na Jasnej Górze. Miejsce, które powinno być wolne od politycznych ideologii, kierować się miłością bliźniego staje się przestrzenią dla teatru wyzwisk, rac i nietolerancji. 

Mój kraj taki piękny jest przerażającą dokumentacją zacietrzewienia, chaosu i skrajnych zachowań. Paprzycki tworzy obraz ku przestrodze. Reżyser uświadamia widzom, że narodowcy są silną organizacją, która nie oprócz głośnych haseł potrafi doskonale czerpać z historii i przeinaczać ją na swoją stronę.

Mój dziwny starszy brat, reż. Julia Orlik

Mój dziwny starszy brat to jedna z zabawniejszych i najcieplejszych rodzinnych opowieści, jakie widziałam do tej pory na festiwalu Młodzi i Film. Julia Orlik lepi swoich bohaterów z plasteliny i z dynamiką wprowadza widza do ich świata. 

Widzimy młodą kobietę, która skrupulatnie buduje swoją prawniczą karierę. Własne mieszkanie, samotna przestrzeń i dokładnie zaplanowany kalendarz. Ciągle w gotowości, ciągle czujna stara się o upragniony awans. Jej brat to lekkoduch. Pewnego dnia wpada do niej w kostiumie banana i próbuje wprowadzić nieco humoru do jej sztywnego świata. Dwie skrajne rzeczywistości spotykają się ze sobą. Dojrzałość i naiwna radość. 

Julia Orlik potrafi wydobyć z tych skrajności sporą dawkę humoru, a przy tym buduje spójną historię o dorastaniu, gubieniu wewnętrznego dziecka i wpisywaniu się w schemat dojrzałości silnie kreowany przez społeczeństwo. W końcu to opowieść o rodzeństwie i relacji, która potrafi przetrwać każde nieporozumienie, a często odnaleźć zrozumienie bez zbędnych słów. Wzruszająco i prawdziwie.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply