Mission Impossible – Fallout to popis jednego aktora. Tom Cruise znajduje perfekcyjne ujście dla swoich narcystycznych zapędów i skłonności do ryzyka. Z nieskazitelnym uśmiechem, iskrami w oczach i zaciętą miną ponownie staje do walki ze złem, by ocalić świat przed zagładą. Człowiek niewielu słów, oszczędny w wyrażaniu myśli, ale niezwykle kreatywny ponownie przesuwa granicę niemożliwego. Christopher McQuarrie pokazuje, na czym polega prawdziwe kino akcji.
Ethan Hunt to agent z zasadami. Życie jego towarzyszy jest dla niego największą wartością. Każdy swój krok szczegółowo planuje, choć nie brak mu odwagi do improwizacji. W służbie ideałom i bezpieczeństwu świata poświęcił osobiste szczęście, dlatego jest gotowy na ryzyko i przekraczania granic własnych możliwości. Tym razem musi stawić czoła niebezpiecznym terrorystom, którzy mają w swych rękach bombę atomową. Co prawda pluton dostał się w niepowołane ręce za sprawą Hunta, który w kryzysowej sytuacji, postanowił bronić życia własnych partnerów. Dobroć serca może przejąć kontrolę nad racjonalnym działaniem szczególnie wtedy, gdy ego agenta jest niebotycznych rozmiarów, a pewność siebie nie przewiduje innego scenariusza niż ten z happy endem. Teraz Hunt musi naprawić własne błędy i zapobiec atakowi terrorystycznemu.
Organizacja Apostołów owładnięta wizją szczęśliwego i spokojnego świata, który powstanie przez cierpienie, skrupulatnie planuje swoją intrygę, wodząc Hunta i widzów za nos. McQuarrie potrafi dawkować informacje i z niesamowitą precyzją rozgrywa dobrze napisany scenariusz (nawet dialogi są dobre w tym kinie akcji!). Całość rozpoczyna niczym sprawny dreszczowiec: niedoświetlony tunel, ciemne sprawki i potajemne spotkania, które kończą się wymianą ognia. Stonowany początek jest tylko preludium do fenomenalnej karuzeli atrakcji.
Mission Impossible – Fallout to film fenomenalnych inscenizacji, w których ingerencja komputera jest ograniczona do minimum. Tom Cruise zyskuje pole do zaprezentowania swoich fizycznych możliwości. Mastershoty zapierają dech w piersi, a poszczególne sekwencje pełne fajerwerków na długo zapadają w pamięć – walka w ręcz w sterylnie czystej i białej klubowej toalecie, pościg na motocyklu paryskimi ulicami czy owiane legendą skoki po dachach. Dynamiczna kamera, intrygujące spojrzenie Cruisa i wrażenie, że grawitacja przestaje mieć znaczenie sprawiają, że film McQuarrie skutecznie zaciera złe wrażenie kilku niepowodzeń z tej serii.
I choć balansujemy na granicy wiarygodności (skok z samolotu w trakcie burzy czy fenomenalny pościg helikopterami nad zapierającymi dech w piersi krajobrazami Kaszmiru), Mission Impossible broni się solidnym aktorstwem i sprawną ręką reżysera. A do tego dochodzi intrygujący drugi plan. Henry Cavil jako niechciany partner z CIA tworzy dwuznaczną postać w perfekcyjnym garniturze zachwyca niebanalną dawką lekkości i humoru. A Rebbeca Ferguson jako Ilsa Faust pokazuje, że postać kobieca nie musi być pretekstowym wypełnieniem scenariusza. Ukryta gdzieś w cieniu, stopiona z otoczeniem potrafi zabłysnąć w kluczowych momentach.
Niemożliwa misja staje się możliwa w wykonaniu Toma Cruise’a. Jego ekranowe ewolucje zachwycają i prowokują do pytania, czy można posunąć się jeszcze dalej w tym kaskaderskim szaleństwie. Mission Impossible – Fallout to ponad dwugodzinna dawka adrenaliny z fenomenalnym tempem i dobrze rozpisaną intrygą. Czego chcieć więcej?