– daję 7 łapek!
Szwedzki dramat – to jest to! Czasami wydaje mi się, że tylko skandynawskie filmy potrafią być tak wyciszone i statyczne w swoim bogactwie treściowym. Chłód w barwach i montażu, a jednak ciepło podkrada się podczas seansu do serca. Ani to płytkie, ani przerysowane. Do tego rodzaju filmów należy „Mężczyzna imieniem Ove”.
Ove jest zgorzkniałym panem w średnim wieku. Ma swoje rytuały, których nie można mu zaburzać. Potrzebuje spokoju, który wszyscy wokół jak na złość zdają się pragnąć mu odebrać. Gdzie się nie pojawi – tam zrzędzi. A jednak pokochacie go podczas seansu. Nie wierzcie na słowo – sprawdźcie sami!
Na chwilę przed skończeniem sześćdziesiątego roku życia Ove zostaje zwolniony z pracy. Już odkąd odeszła jego ukochana żona, życie straciło dlań sens. A teraz wyrwa w postaci braku jakiegokolwiek celu w budzeniu się rano zaważyła na decyzji. Decyzji o odebraniu sobie życia.
Ove skrupulatnie przygotowuje się do samobójstwa. Okazuje się jednak, że uciążliwi sąsiedzi mogą przeszkodzić mu nawet w tym. Ktoś wjeżdża na wyłączony z ruchu teren komuny, roześmiane dzieciaki przychodzą z poczęstunkiem, sąsiad chce pożyczyć drabinę, żona dawnego przyjaciela prosi o naprawę ogrzewania.
„Mężczyzna imieniem Ove” to słodko-gorzka produkcja z pełnokrwistymi postaciami. Bardzo dobre zdjęcia, przyjemny ale i po trosze moralizujący scenariusz, wzorowe aktorstwo.
Miałyśmy możliwość spotkać się z twórcami filmu przy okazji wręczenia Europejskich Nagród Filmowych. Reżyser odebrał wtedy statuetkę za najlepszą europejską komedię. Obejrzyjcie nasze video z Wrocławia, na którym Hannes Holm i Rolf Lassgård odpowiadają na pytania dziennikarzy:
„Mężczyzna imieniem Ove” jest nominowany do Oscara, jednak wierzę, że najlepszym filmem nieanglojęzycznym nie może nie okazać się Toni Erdmann.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]