Martyna Wojciechowska, podróżniczka i dziennikarka, jest inspiracją dla wielu. Zaraża pasją i zaangażowaniem. Swoimi programami uczy widzów o otaczającym ich świecie. Pokazuje odległe zakątki i nie traci z oczu tego, co najważniejsze – drugiego człowieka i piękna natury. Podąża za swoimi marzeniami i udowadnia, że pasja dodaje skrzydeł.
Los ludzi, a także zwierząt nie jest jej obojętny, dlatego została ambasadorką filmu Mia i biały lew, który wchodzi na polskie ekrany. To opowieść o niebywałej przyjaźni, która nawiązała się między nastoletnią Mią a białym lwem Charlie. Francuscy twórcy nakręcili film w samym sercu Afryki, opowiadając o pięknie dzikiej natury. Zdjęcia były realizowane m.in. w prywatnym rezerwacie należącym do Kevina Richardsona, zwanego „zaklinaczem lwów”. Był on również odpowiedzialny za nadzorowanie obecnych na planie filmowym lwów – a po zakończeniu zdjęć „przygarnął” zwierzęcych aktorów do swojego rezerwatu.
Z Martyną Wojciechowską rozmawiałam o filmie, a także jej spotkaniach z dziką naturą.