Muzyka jest dla Ciebie ważna w kinie?
Bardzo ważna! Nie może być za głośno, bo mnie trafia szlag… Muzyka jest o tyle ważna, że potrafi pięknie zilustrować to, o czym film opowiada. Z drugie strony umiejętnie użyta nie przeszkadza w jego odbiorze. Moim ulubionym soundtrackiem są Urodzeni mordercy. Lubię muzykę ze starych filmów.
Płaczesz w kinie? Na jakim filmie ostatnio płakałaś?
Płaczę, bardzo płaczę. Jestem jedną z najbardziej płaczących widzek, jakie można sobie wyobrazić. Non stop ryczę i nie ma, że się wstydzę…
Film, który możesz oglądać milion razy i Ci się nie znudzi?
Niekończąca się opowieść. I ten biały pies… Czy to nie jest ponadczasowe?
Jest jakieś kino, po które w ogóle nie sięgasz?
Nie.
A horrory?
Horrory oglądałam pasjami w ciąży. I w jednej, i w drugiej. Emocjonowałam się nimi. Może to wynikało z tego, że miałam kłopoty ze spaniem. Siedziałam po nocach, a wtedy leciały w telewizji. Uspokajałam się na nich. Zresztą bardzo lubię czytać horrory i kryminały, więc to kolejna sfera, w której się odnajduję.
Z którym filmowym bohaterem identyfikujesz się najbardziej?
Był taki film z Robin Wright – Kongres… Strasznie długi i trudny. Na początku, kiedy go obejrzałam, pomyślałam, że chyba nie dam rady. Było w nim jednak coś tak ciekawego i wciągającego – to połączenie kreskówkowości z dziwnym światem wymyślonym przez reżysera – że później obejrzałam go trzy razy. W tej chwili – jak myślę o swojej pracy zawodowej i o tym, jakie lęki przeżywają aktorki czy kobiety w ogóle – to chyba czuję tak, jak główna bohaterka, którą gra Robin Wright. Ona stara się unieść rzeczywistość, w której przychodzi jej żyć. W ogóle patrzę pesymistycznie w przyszłość…
Czy w teatrze łatwiej patrzeć pozytywnie w przyszłość niż w filmie?
Może o tyle łatwiej, że teatr daje poczucie bezpieczeństwa. Teatr sprzyja pozytywnemu myśleniu o zawodzie. Daje czas na rozwinięcie skrzydeł. Nie goni, nie spieszy, a film czy serial kojarzą mi się z pędem. Wszystko jest szybko… Szybkie przyjaźnie, szybkie znajomości, takie krótkie momenty, które przychodzą i odchodzą, trudno je zatrzymać. Trzeba się napracować, żeby te znajomości przetrwały próbę czasu i tą zawodową – wszyscy, może podświadomie, gonimy za tym samym, rywalizujemy ze sobą, starając się żyć z tej pracy. A teatr wycisza i daje poczucie bezpieczeństwa. Próby trwają dużo dłużej, gra się wspólnie na scenie i przeżywa tą samą historię wielokrotnie. Jeśli dobrze czuje się w tym miejsce, to daje poczucie spełnienia.
Jaki film cię ostatnio rozczarował?
Niestety mam dużo takich filmów, zazwyczaj są one polskie. Czasami nie rozumiem zachwytów nad niektórymi produkcjami, gdzie ludzie są przerażająco smutni, szarzy czy źli.
Jaki film najczęściej polecasz?
Szklane pułapki? Filmy z Louis de Funès? Na pewno hitem ostatnich lat jest Wilk z Wall Street. Mogę go oglądać wkoło. W ogóle polecam wszystkie filmy Scorsese, tak jak i Spielberga, Lyncha i Gwiezdne wojny. Wiem, że to jest na pograniczu kiczu, ale nic na to nie poradzę. Wychowałam się na tych filmach i zawsze będę miała do nich sentyment. Uwielbiam i polecam Co gryzie Gilberta Grape’a, Kolor purpury, Urodzonych morderców i Forresta Gumpa. Natomiast nie przepadam za Woodym Allenem. Mam parę jego filmów, które jest fajnie zobaczyć – z tych starszych, ale nowsze, które kręci rok po roku, już niekoniecznie.
Kto powinien wyreżyserować film o tobie?
Martin Scorsese.