– daję 7 łapek!
Namaluj mi przypowieść. Użyj pastelowych barw. Niech będzie pełna słońca, zabawy i śmiechu. Ale też gorzka, cicha i smutna. I opowiedz mi ją swoim ciepłym głosem.
Louise nad morzem spędziła więcej czasu niż planowała.
Wakacje dobiegały końca. Spakowała więc swoje rzeczy i ruszyła w kierunku dworca. Cel był już bliski, a zgodnie z rozkładem – czasu pozostawało wiele, nie musiała się więc spieszyć. Ku jej zdziwieniu pociąg odjechał nim zdążyła do niego wsiąść.
Był ostatni. Podróżowali nim wszyscy plażowicze. Wakacyjny kurort zupełnie opustoszał. Obdarzona wielkimi ciepłymi oczami i dobrodusznym uśmiechem posiwiała Louise została sama.
Zaryzykowałam próbę obejrzenia tej barwnej animacji z dzieckiem. Nie miało to sensu. Moja mała towarzyszka nudziła się. Dobrze, że przerwała seans w odpowiednim momencie, bo mogłaby także zacząć się bać. „Louise nad morzem” nie jest bajką dla dzieci.
Chociaż właśnie perlistym śmiechem dzieci i gwarnymi odgłosami zabawy animacja się otwiera. Dźwięk jest dużym atutem tej produkcji. Równie ważna jest w niej także wymowna cisza.
Louise zostaje poddana próbie. Zmaga się z żywiołem. Chodzi o ulewę i wicher czy jej wewnętrzną burzę? Wszystko zostaje zniszczone i starsza kobieta musi zdać się na swoje pomysłowość i pracowitość, by stworzyć dla siebie schronienie.
Animacja zdaje się być naszpikowana symboliką. Tocząca się za Louise beczka, która przypomina o swojej obecności złowrogim dudnieniem. Wspomnienia? Doniczka, która rozbija się tuż za zamkniętymi przez wchodzącą kobietę drzwiami. Chwiejący się obraz, wiszący na ścianie. Klucz spłoszonych ptaków, które ulatują z wrzaskiem.
Louise spędza samotnie kolejne miesiące. Z czasem spotyka psiego przyjaciela i w końcu ma z kim zamienić słowo. Jednak wspomnienia i mroczne sny pozostają nieprzejednane. Uparcie wracają. Zmory dzieciństwa, cierpienie dojrzewania. Ukochana kobieta, zraniony mężczyzna.
Staruszka wybiórczo pamięta swoją przeszłość. Czy można ją za to winić? Czy należy potępiać kogoś, kto nie pamięta swojej rodziny, dzieci, połowy życia? Należy poprzeć tezę sądowego obrońcy ze snu, że szczęśliwi ludzie nie potrzebują wspomnień?
To film o samotności. Ale czy o smutku? Miesiące biegną jeden po drugim, a odpowiedzi na napisane na pisaku pytanie „Why?” wciąż nie ma. „To bez znaczenia” – twierdzi Louise. Wciąż powtarza, że to nie ma znaczenia. Na plaży nikogo nie ma – „Ale przecież w końcu przyjdą”.
„Louise nad morzem” to opowiadanie o kobiecie, która – jak sama stwierdza – może robić wszystko i nic. Nauczyła się żyć w zastanych warunkach, a jej ulubioną częścią dnia jest odkrywanie. Kompozycja klamrowa budzi uśmiech i uruchamia ciągoty do analizy obrazu.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]