– daję 7 łapek!

Niektóre filmy są z góry zaprogramowane na bycie wyciskaczem łez. Niestety często pod wzruszającą fasadą kryje się niedopracowanie szczegółów.

Kadr z filmu „Lion. Droga do domu”.

„Lion. Droga do domu” stanowi przeniesioną na ekrany kin prawdziwą historię. Pamiętam, że kilka lat temu odnalazłam wzmianki o niej w mediach i bardzo byłam spragniona większej ilości informacji na ten temat.

Saroo to kilkuletni chłopiec. Jest uroczy. Przesłodki malec nie sprawia problemów mamie i stara się brać przykład ze starszego brata, będącego dla niego wielkim autorytetem. To dziecko miłe, dobre i pracowite.

Żyje w niewielkiej indyjskiej miejscowości. W domu się nie przelewa. Matka pracuje, nosząc kamienie. Dzieciaki muszą zajmować się sobą nawzajem, a także już od najmłodszych lat starać się cokolwiek zarobić.

Kadr z filmu „Lion. Droga do domu”.

Pewnego feralnego dnia Saroo wsiada do pociągu, którym przebywa setki kilometrów. Nie potrafi trafić do domu. Nikt nie jest w stanie mu pomóc. Powtarzana przez niego nazwa miejscowości, w której mieszka, zdaje się nie istnieć. Dysponując jedynie swoim imieniem, Saroo nie umie udzielić nikomu informacji, dzięki którym życzliwi ludzie mogliby odprowadzić go do domu.

Pierwsza część filmu przedstawia tułaczkę małego Saroo aż do momentu adoptowania go przez australijskie małżeństwo. To fragmenty bardzo zajmujące. Cechują je piękne zdjęcia oraz umiejętność pozyskania i utrzymania zainteresowania widza. Poziom zaangażowania emocjonalnego spada, gdy robimy skok do przeszłości, kiedy to dorosły już Saroo postanawia odnaleźć swój dawny dom.

Aktorzy wcielający się w Saroo – Dev Patel i Sunny Pawar – oraz prawdziwy Saroo Brierley.

Dziecięcy aktor Sunny Pawar bije na głowę nominowanego za tę kreację do Oscara Deva Patela, z którym dzieli rolę Saroo. I choć Rooney Mara oraz Nicole Kidman (także nominowana za występ w tym filmie do Oscara) podołały narzuconym przez reżysera zadaniom – myślę, że także te aktorki mały Pawar wyprzedza w rankingu najlepszych kreacji w „Lionie”.

Film Davisa jest bardzo ładny. Poprawna realizacja wzruszającej historii zdaje się z góry skazywać obraz na sukces. Czegoś jednak mu brakuje. Druga część – zastająca Saroo już dorosłego w Australii – jest zbyt płytka. Relacje między bohaterami nakreślono za bardzo powierzchownie.

Perypetie znanego mi z gazet i telewizji zagubionego indyjskiego chłopca wzruszają, ale ekranizacja książki, którą Saroo Brierley na ich podstawie napisał, nie zostanie ze mną na dłużej.


Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!

[R-slider id=”2″]

About the Author

Radiowiec, prawnik, podróżnik. Niekoniecznie w takiej kolejności. Nade wszystko: kinomaniak.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply