– daję 7 łapek!

Międzynarodowa (Amerykanie, Brytyjczycy, Chińczycy i Rosjanie) załoga, kolektywnie poszukuje na Marsie jakiejkolwiek formy życia. Długa misja, wiele dni w kosmosie, mieszanka charakterów i niecierpliwe oczekiwanie na wyniki badań na materiale zgromadzonym przez sondę przeszukującą Czerwoną Planetę. Daniel Espinosa zamyka swoich bohaterów w małej przestrzeni i odgrywa dobrze znane schematy z kultowego Obcego Ridleya Scotta. O ile fabularny koncept nie wywołuje fali entuzjastycznych krzyków zadziwienia, realizacja i scenariuszowa wiarygodność sprawiają, że Life to prawdziwy kosmos.

life

David Jordan (Jake Gyllenhaal) in Columbia Pictures’ LIFE.

Life – inteligentnie w kosmosie

Ekipa kosmonautów na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej dokonuje przełomowego odkrycia. Radość zalewa całą Ziemię, która z entuzjazmem śledzi ich działania. Nikt jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że marsjańska nieznana forma życia jest niezwykle inteligentna i niebezpieczna. Dość szybko przekonuje się o tym żartowniś Rory (Ryan Reynolds), nieszczęśliwy samotnik David (Jake Gyllenhaal), sprytny i zaradny Sho (Hiroyuki Sanada), wyważony Hugh (Arion Bakare) i niezwykle opanowana Miranda (Rebecca Ferguson). Krótki opis bohaterów automatycznie uzasadnia aktorskie wybory. Każdy idealnie spełnia się w swojej roli.

Life jest dobrze wyważoną mieszanką Grawitacji – świetne zdjęcia, rozrywkowych Pasażerów (o których chcemy szybko zapomnieć!) i świetnie trzymającej w napięciu Autopsji Jane Doe. Espinosa przygotował miks doskonały, pozwalając swoim bohaterom na nieporadność i niewiedzę wobec przedziwnej, brutalnej materii. Przypominający galaretowatego stwora obcy – który szybko zostaje ochrzczony Calvinem – sieje spustoszenie na stacji, trzyma w napięciu, wyłaniając się niespodziewanie z różnych zakątków kosmicznej trumny. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co zrobi w następnym momencie.

life

Miranda North (Rebecca Ferguson) in Columbia Pictures’ LIFE.

Na szczęście brak grawitacji nie sprawił, że Espinosa odpłynął w kosmos. Seria absurdalnych wydarzeń wydaję się niezwykle wiarygodna, a Life staje się dobrą konstrukcją złożoną z inteligentnych i wiarygodnych bohaterów, którzy starają się trzymać protokołu w walce o życie. Reżyser opowiada nie tylko o nowoodkrytej formie życia, ale przede wszystkim o sile w walce o przetrwanie. Kiedy w sytuacji zagrożenia, nawet najlepiej wyszkolone umysłu, poddają się instynktownym działaniom.

Aż nie chce się wierzyć, że autorzy scenariusza do Zombieland (Rhett Reese, Paul Wernick) zdołali utrzymać w ryzach tę opowieść. Katarktyczny śmiech nieco podszyty sarkazmem nie pozwala filmowi skręcić w stronę Marsjanina (dowcipy można policzyć na palcach jednej ręki), a powolne budowane napięcie trzyma za gardło. Odpowiedzialny za zdjęcia Seamus McGarvey depcze Emmanuelowi Lubezkiemu po piętach, przygotowując wizualnie dopracowane widowisko pełne długich i majestatycznych ujęć.

life

Rory Adams (Ryan Reynolds) in Columbia Pictures’ LIFE.

Life nie grzeszy oryginalnością, ale finalny twist jest genialnym posunięciem odświeżającym nieco pojęcie happy endu. Wyszkoleni kosmonauci popełniają błędy, co czyni ich działania bardzo ludzkimi. Film Espinosy jest wyjątkowo spójnym sci-fi, w którym mordercza walka rozgrywa się z artystycznym zacięciem. Unikalne rozwiązanie, jak na hollywoodzkie warunki.

 


Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!

[R-slider id=”2″]

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply