Zgorzkniałym można być niezależnie od wieku. Nieprzepracowane emocje. Narastające wyrzuty sumienia i zaprzepaszczone szanse odciskają swoje piętno i rzucają się cieniem na przyszłości. Lepiej później niż wcale Lisy Steen to opowieść o dojrzewaniu do uważności, bycia z drugim człowiekiem i odpowiedzialności. Z humorem o poważnych sprawach.

Lepiej później niż wcale: strach ma wielkie oczy

Louise (Karen Gillian) boleśnie przeżywa rozstanie z chłopakiem. Rozgadana, pełna złości i żalu zagaduje prawdziwe emocje, tkwiąc uparcie w rozpamiętywaniu przeszłości. Po jednej z imprez wybiera się do nowego mieszkania byłego partnera, wdrapuje się na parapet i… spada, łamiąc kość biodrową. Wydawać by się mogło, że bolesne spotkanie z rzeczywistością otworzy jej oczy i pozwoli na autorefleksję. Jednak to wciąż nie jest ten moment, kiedy Louise zacznie inaczej patrzeć na rzeczywistość. W jednej sali ląduje ze starszą panią, Antoniną (Małgorzata Zajączkowską), z Polski, której jedynym sposobem komunikacji jest fala negatywnych uczuć i robienie na przekór. Choć nie potrafi ani jednego słowa po angielsku, skutecznie potrafi grać na nerwach. Nic nie zwiastuje tego, że połączy je wyjątkowa więź.

Lepiej później niż wcale zachwyca lekkością opowiadania o starości, chorobie i emocjonalnej niedojrzałości. Louise dźwiga na barkach ciężar błędów z przeszłości, nieustannie odsuwa od siebie konfrontację z trudnymi uczuciami związanymi z chorobą jej mamy. Antonina zmaga się z wiekiem i chorobą, która odbiera jej niezależność. Okopała się w swej złości i nie dopuszcza do siebie nikogo, nawet własnej wnuczki. O dziwo między nią i Louise rodzi się głęboka więź, ale nie spodziewajcie się, że wszystko pójdzie gładko i przyjemnie.

Przeczytaj także: Camper

Karen Gillian daje prawdziwy popis aktorstwa. Louise nakręcona niczym katarynka nieustannie mówi. Z jej ust płyną słowa, które starają się zagadywać niewygodne myśli. Mechanizm obronny, który fenomenalnie sprawdzał się przez lata, zaczyna coraz bardziej ciążyć, a poznanie Antoniny staje się początkiem drogi do refleksji na temat chwytania chwil i nie rozpamiętywania przeszłości. Gillian urzeka wdziękiem i budową złożonego portretu młodej kobiety. Zajączkowska doskonale staje się jej kontrapunktem. Jej momentami przerażająca, złośliwa, ale też bezbronna w swojej wewnętrznej walce z całym światem.

Lisa Steen buduje złożoną historię, za którą chce się podążać. Doskonale równoważy humor z momentami wzruszenia. Na twarzy widza mieszają się łzy śmiechu i te wzruszenia. Lepiej później niż wcale pokazuje, że każdy musi przejść swoją drogą, a strach zbyt często odbiera nam najlepsze wspomnienia. To ciepła opowieść, w której sprawdza się każdy mały element. Udany debiut młodej reżyserki, który roztapia serce. 

daję 7 łapek!

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply