-daję 4 łapki!
W listopadzie i grudniu na naszych ekranach pojawiają się filmy świąteczne. W tle biegają Mikołaje i elfy, renifery czekają na swoją kolej, słuchać kolędy, a w powietrzu unosi się aura poczciwości i dobroci. W Last Christmas nie jest inaczej, choć scenarzyści Emma Thompson i Bryony Kimmings skutecznie unikają nachalnej świątecznej atmosfery. I choć główna bohaterka pracuje w sklepie z ozdobami bożonarodzeniowymi, tak naprawdę chodzi o jej wielką przemianę psychiczną niezależnie od migoczących światełek czy śpiewających elfów.
Nazwisko Emmy Thompson wśród twórców i w obsadzie buduje pewne oczekiwania. Spodziewałam się lekkiej i przyjemnej opowieści z wytrawnymi elementami komediowymi. Tymczasem Last Christmas bawi sporadycznie, tylko delikatnie rozgrzewa serce i staje się nieco przewidywalną współczesną wariacją na temat Uwierz w ducha bez krztyny romantyzmu. Zaskakuje jedynie ładnie śpiewającą Emilia Clarke i żart o Polakach.
Przeczytaj także: Proxima
Kate (Emilia Clarke) jest wielką fanką George’a Michaela, waletowania u znajomych i jednonocnych przygód. Pędzi przez życie bez zastanowienia i zalicza wpadkę za wpadkę, jakby ciążyło nad nią jakieś fatum. Pracuje w sklepie świątecznym, niby nie dogaduje się z szefową, ale tak naprawdę Mikołajka (Michelle Yeoh) jest jej drugą matką, a dorastający znajomi coraz częściej patrzą na nią krzywym okiem. Kate ma na swoim koncie bagaż doświadczeń, wspomnienie choroby i niewyjaśnione rodzinne spory. Egoistyczna dziewczyna zostanie postawiona przed wyzwaniem, by spojrzeć na świat z innej perspektywy.
Paul Feig zgubił gdzieś komediowego pazura i stworzył rozgotowaną potrawę, którą niewiele może już uratować. Last Christmas jest jednocześnie przewidywalne i absurdalne. Emilia Clarke jest tak naprawdę jedynym jasnym punktem, który w jakikolwiek sposób ratuje ten film. Jest czarującą, pełna energii i dobrych chęci. Niesie na barkach ciężar słabej historii i drętwego partnera, którego nie jest w stanie nic obronić. Henry Golding ewidentnie nie czuje konwencji, jest przerysowany i pozbawiony emocji. To postać – figura wykreowana pod konkretne zadanie i na próżno szukać w nim innych cech niż czarująca przystojność.
Przeczytaj także: Gra o tron
Last Christmas ma być lekarstwem na duszę, pokazuje piękną przemianę i daje nadzieję na lepszą przyszłość. Przy okazji dorzuca komentarz na temat emigrantów i Brexitu. Jeśli lubicie niezobowiązującą rozrywkę, piosenki George’a Michaela i czarującą Clarke, ten film może dać wam odrobinę radości.