Orfeusz przekroczył bramy piekieł, by odzyskać swoją ukochaną. Wędrowiec położył wszystko na jednej szali w imię miłości. Arthur (Josh O’Connor) z La Chimera podąża jego tropem. Udręczony kochanek wyprawiający się w zaświaty w poszukiwaniu tego, co stracone. Alice Rohrwacher w sielskiej włoskiej scenerii opowiada o snach, kulturze, sprawach ważnych i przyziemnych. 

La Chimera: zagubiony w emocjach

Włoska prowincja skrywa wiele tajemnic. Malownicze widoki przeplatają się z biedą miejscowej społeczności. Kamienne domy sąsiadują z rozpadającymi się ruderami, a brak perspektyw na przyszłość nie daje młodym ludziom wiele energii do działania. Gorące promienie słoneczne rozleniwiają, tworząc aurę zawieszenia w czasie i przestrzeni. Po dłuższej nieobecności do Włoch powraca brytyjski Indiana Jones. Arthur utracił coś w przeszłości, dlatego nieustannie się w niej zatapia, plądrując etruskie groby wraz z lokalnym gangiem handlarzy starożytnymi artefaktami. Obdarzony wyjątkową umiejętnością odkrywania historycznych grobów wypełnionych skarbami jest cenionym i lubianym członkiem społeczności. Wrażliwy, nieco oderwany od rzeczywistości schodzi pod ziemię w podniosłej melancholii, by obcować z czymś wyjątkowym. 

Przeczytaj także: Perfect Days

Rohrwacher wyrasta na jedną z ciekawszych włoskich reżyserek. W swoich filmach (Cuda, Szczęśliwy Lazzaro) znajduje dużo przestrzeni na oniryczne opowieści, ale nie zatapia się w ciepłych wizjach. Opowiadając o zagubionych bohaterach pełnych ideałów, tworzy poruszający komentarz o współczesności. Josh O’Connor z rozbrajającą energią przywodzącą na myśl “entuzjastycznego” Adama Drivera buduje bohatera na rozstaju dróg. Arthur cierpi po stracie ukochanej, chce pomagać miejscowej społeczności, a jednocześnie dźwiga ciężar wyrzutów sumienia, że wchodzi do świata, który do niego nie należy. Plądrowanie grobów przynosi zyski, ale odbiera zmarłym duszom to, co do nich należy. Romantyczny kochanek nie znajduje grobów dla pieniędzy. One są mu raczej obojętne. Zależy mu na połączeniu ze zmarłymi. 

W La Chimera świat dawny zamieszkany przez dusze przodków przenika się z tym współczesnym. Arthur niczym lunatyk wędruje po doczesności i dopiero napotkanie Italii (Carol Duarte) pozwoli mu spojrzeć na rzeczywistość z innej perspektywy. Kobieta nie ma zbyt wiele, ledwie wiąże koniec z końcem i wykazuje się dużą kreatywnością, by wraz z dwójką dzieci utrzymać się na powierzchni życia, nie wybiera drogi na skróty. Uważa, że skradzione artefakty nie są przeznaczone dla ludzkich oczu. O’Connor i Duarte tworzą niesamowity ekranowy duet z magiczną chemią. Sceny między nimi zapadają w pamięci, a ta, kiedy uczą się włoskiego przez gesty należy do najbardziej uroczych, które przyszło mi oglądać na dużym ekranie.

Włoska reżyserka pozwala widzom zatopić się w baśniowy świat, do którego dość mocno wkrada się trudna współczesna rzeczywistość. Choć jest ciepło i z humorem, La Chimera prowadzi do gorzkich wniosków. Sielskość przegrywa z ekonomicznymi trudami, a tysiącletnie dziedzictwo staje się towarem sprzedawanym za grosze. Idealizm z góry jest skazany na niepowodzenie, choć resztkami sił broni się przed upadkiem. Rohrwacher potrafi tworzyć kino emocji, intelektualnej strawy i onirycznych wędrówek. Podążam za nią w ciemno, jak Orfeusz za Eurydyką.

daję 8 łapek!

Related Posts

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Leave a Reply