– daję 7 łapek!
Laika Entertainment to studio odpowiedzialne m.in. za „Gnijącą pannę młodą Tima Burtona”, „Pudłaki” czy „Karolinę i tajemnicze drzwi”. W podobnym klimacie utrzymuje się „Kubo i dwie struny”. Obraz stawia w centrum niepokój, tajemnicę i mrok, przez który przedzierają się piękno i miłość.
Młody Kubo mieszka ze swoją mamą w niewielkiej wiosce. Każdego dnia występuje przed jej mieszkańcami. Snuje wtedy opowieści, których nauczyła go mama. Za pomocą swojego magicznego instrumentu wprawia w ruch papierowe elementy, stanowiące wizualizację jego słów.
Chłopiec ma przykazane nie wychodzić z domu po zmroku. Pewnego razu się jednak buntuje i nie wraca do mamy na czas. Odnajdują go wtedy jej siostry. Mroczne ciotki zabiły niegdyś ojca Kubo, a teraz i jego chcą skazać na łaskę bądź niełaskę okrutnego Księżycowego króla.
Kubo wychodzi cało z tej pierwszej potyczki, ale już nigdy nie będzie bezpieczny. Ciotki natrafiły na jego ślad i nie spoczną, póki nie zaprowadzą go do dziadka. Chłopiec musi wyruszyć na poszukiwania magicznej zbroi. W podróży towarzyszą mu niezdarny Żuk i opiekuńcza Małpa.
Film jest piękny w formie i magiczny. Zarysowana w pierwszej części intryga fascynuje. Fabuła jest niebanalna i intrygująca. Z czasem jednak okazuje się, że zbyt dużo w niej dziur. Rozwiązanie zdecydowanie mnie rozczarowało.
Do końca jednak grała technika. Byłam pod wrażeniem dbałości o detale. Spojrzenia postaci i ich mimika hipnotyzowały. Nie bez powodu też film został nominowany do Oscara za efekty specjalne. Ogromny szkielet, próbujący zgładzić bohaterów powstał w rzeczywistości i filmowano go na green screenie.
Bajka z przesłaniem i ciesząca oko. Plejada gwiazd w oryginalnej obsadzie i bardzo dobry polski dubbing. Godna polecenia, choć – wbrew tegorocznym nominacjom do Oscara – nie uznałabym jej za najlepszą animację roku.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]