Dorastanie nie jest łatwe. Po raz kolejny przekonujemy się o tym na dużym ekranie, kiedy związek dwójki młodych ludzi zostaje wystawiony na próbę, relacje z rodzicami nie należą już do najcieplejszych, a studia czy praca muszą stać się priorytetem. Księżycowe kundle nie zaskakują oryginalnością opowiadania, ale mają w sobie hipnotyzujących bohaterów, którzy wyruszają do Glasgow, by dowiedzieć się czegoś o sobie.
Księżycowe kundle
Film Philipha Johna lekko trąci myszką. W końcu nie raz mieliśmy do czynienia z przedziwnym trójkątem, kiedy bracia zakochują się w tej samej dziewczynie (Ardeny, reż Robin Pront. , Bracia, reż. Jim Sheridan). Tym razem jednak Thor (Christy O’Donnell) i Michael (Jack Parry Jones) muszą się zmierzyć ze swoimi demonami, a Caitlin (Tara Lee) nie tyle bawi się ich kosztem, co prowokuje do szczerych reakcji. Przyrodni bracia różnią się niemal wszystkim. Thor, który nie na próżno otrzymał wojownicze imię, jest walecznym samotnikiem. Tworzy muzykę łączącą współczesne brzmienie i dawny folk. Choć tkwi w teraźniejszości, wciąż myślami wraca do przeszłości – nie potrafi zapomnieć o matce, która go porzuciła. Michael ma duszę romantyka. Kiedy wszystko zaczyna się walić, a jego dziewczyna wyjeżdża na studia do Glasgow, potrafi, nieco chaotycznie, walczyć o swoje.
Księżycowe kundle pokazują trójkę nastolatków, pasję i piękne widoki. Wbrew pozorom młodzieżowego stylu, to kameralny dramat o relacjach międzyludzkich. John skupia się na emocjach, które wypełniają świat chłopaków. Oboje szukają narzędzi, które pomogą im rozwiązać wątpliwości i rozładować złość. Reżyser zaprzęga w tym celu schematy kina drogi i coming of age, ale powagę doskonale równoważy z poczuciem humoru.
Piękne krajobrazy, wędrówka po lesie i elektryzujące dźwięki pozwalają uwypuklić bohaterów pozbawionych otoczki współczesnego świata. John pozwala przyjrzeć im się w relacji z drugim człowiekiem. I choć sięga po sprawdzone rozwiązania, nie eksperymentuje z formą. Oferuje oczywiste domknięcia wątków, to wciąż konstruuje świat, do którego chce się wejść. Niepokorne trio przyciąga uwagę, przywodząc na myśli nieco bardziej dojrzałych Kumpli (Skinsów). Jest odważnie i bez lukru, a że trochę banalnie… Nieważne, kiedy w duszach bohaterów gra rock.