-daję 3 łapki!
Krew Boga to stylistyczna przebieranka, która może zachwycać wizualnie, ale intelektualnie tonie w błocie. Bohaterowie chcą nieść kaganek chrześcijańskiej oświaty, lecz grzęzną po kolana w rozmiękczonej glebie i nie mogą wykonać żadnego kroku, by przyciągnąć uwagę w tym trudnym i przestylizowanym obrazie. Bartosz Konopka miał intrygującą wizję opowieści o chrystianizacji pogan, która w swej łopatologii i jednoznaczności wiele traci w obiorze.
Krew Boga – rycerze nawracają pogan
Willibrord (Krzysztof Pieczyński) wraz z Bezimiennym rozbijają się na wyspie. Prawdopodobnie jednej z ostatnich ostoi pogaństwa. Rycerze płynęli z misją, by nawrócić mieszkańców zanim na miejsce dotrze bezwzględny król. Dobroć, serce i rozum stają w opozycji do siły i przemocy. I choć panowie przy pomocy różnych środków, mają ten sam cel – pozyskać nowych wiernych w boskim domu, stają w szranki sami ze sobą. Willibrord próbuje pokazać poganom swoją siłę, która pochodzi od Boga. Chce wybudować kościół i obnażyć błędy ich wierzeń. Bezimienny wkrada się do ich łask przy pomocy empatii i zrozumienia. I wszystko byłoby idealne, gdyby Konopka nie zaczął się miotać w swojej wizji.
Zamysł wydaje się dość czytelny, ale już po kilku minutach ma się dość przedstawionych bohaterów. Antypatyczni, brzydcy i brudni idealnie pasują do szarego średniowiecza, ale popadają w jednoznaczne schematy. Brutalni i bezwzględni w swoich metodach wydają się jedynymi oświeconymi ludźmi na wyspie, którzy sprawnie posługują się zrozumiałym językiem. Poganie to masa ludzka wyrzucająca z siebie bełkot. Obdarzenie ich nowym językiem mogło być ciekawym zabiegiem, ale w Krwi Boga czyni ich podrzędnymi Willibrorda. Zezwierzęceni posiadają charyzmatycznego wodza, który miał ich czynić bardziej ludzkimi, a sam staje się karykaturą przedstawianej postaci.
Krew Boga – najpiękniejsze zdjęcia ostatnich lat
Trudno nie czuć złości i żalu do przedstawianej fabuły, kiedy co krok można zauważyć błędy i filmowe wpadki. Jakim cudem rycerze przetrwali na morzu z ciężkimi mieczami, skąd na wyspie wzięły się idealne świecie, jakimi narzędziami budowano kościół? Konopka kładzie duży nacisk na wizualną stronę filmu i tutaj osiąga niebywały sukces. Szare i brudne kadry doskonale przedstawiają ponurą rzeczywistość wyspy. Poruszamy się w świecie bez luksusu, umorusani bohaterowie wyglądają wiarygodnie w otoczeniu natury. Kamera ze skupieniem przygląda się twarzom postaci, daje przestrzeń na zachwyt naturą, a obraz pozostaje wierny stonowanym barwom.
Po filmie Krew Boga w pamięci pozostaną piękne zdjęcia i zapierające dech w piersi krajobrazy. Całość jest artystyczną jazdą bez trzymanki, która grzęźnie w dłużyznach, błędach i jednoznacznych interpretacjach. Krzysztof Pieczyński jest perfekcyjny w skrajnych emocjach, a finałowa scena z pewnością zasługuje na uwagę ze względu na ciężar emocjonalny. Szkoda tylko, że cały film nie utrzymał wysokiego poziomu. Rozczarowanie, po którym trudno się otrząsnąć.