-daję 3 łapki!
Lubię, kiedy film ma sensowną fabułę. Magia ekranowych opowieści pozwala nam wejść w czyjś świat i przeżyć z nim prawdziwą przygodę. Koty niby są magiczne, niby o czymś opowiadają i niby powinny bawić. Niestety, Tom Hooper przygotowuje nudne świecidełko złożone ze śpiewanych sceny. Jako osobne teledyski mogłyby się obronić, ale zawodzą jako fabularna opowieść.
Przeczytaj także: Na noże
Koty to jeden z największych hitów musicalowej sceny. Oklaskiwany, nagradzany i najdłużej wystawiany wydawał się samograjem, który wywoła prawdziwe dreszcze emocji. Musicale zazwyczaj mają banalną historię, która stanowi tło i pretekst do wyśpiewywanych piosenek, dlatego nie spodziewałam się ambitnej opowieści. Tu jest tak samo, ale to, co doskonale sprawdza się na kameralnej scenie teatru, zawodzi na dużym ekranie. Hooper nie potrafi wlać w swoich bohaterów emocji, piosenki przez większość czasu wydają się płaskie i bez polotu, a poszczególnie bohaterowie pojawiają się tylko po to, by zabłysnąć na kilka sekund i zniknąć bez śladu (przypadek Taylor Swift).
O ile cały koci anturaż nie sprawia kłopotu, kiedy przyzwyczaimy się do topornego CGI, trudności dostarcza brak konsekwencji w ubieraniu i przedstawianiu postaci. Raz w samym futrze, raz ubrane w futrach, a potem zrzucające realne futra, by odkryć szałowe kostiumy skrywane pod spodem. Sporo w tym chaosu, który nie wpływa dobrze na odbiór całości. Zresztą to nie jedyny element, który zawodzi – trudno jednoznacznie określić wielkość kotów, ponieważ raz wydają się niebywale małe, a czasami przybierają ludzkie rozmiary. Hooper napotyka na trudności z perspektywą, a przy powolnej akcji filmu łatwo skupić się na poszczególnych elementach.
Przeczytaj także: Kod Dedala
Koty nie pędzą na złamanie karku, nie zachwycają licznymi efektownymi inscenizacjami. To przeciętne piosenki, które nie wpadają w ucho. Mam wrażenie, że całość – wycofana i cicha pracuje na wybrzmienie jednego, konkretnego utworu. W końcu to Memory na dobre zapisało się w popkulturze i funkcjonuje poza musicalem. Jennifer Hudson jest niesamowita – kiedy posłucha się jej poza filmem – a tutaj stapia się z tłem i traci całą magię. W pamięci zapadnie jeszcze czarujący Ian McKellen, który jako Kot Teatralny doskonale czuje się na scenie. Rebel Wilson ponownie wciela się w postać, która wygrywa komediowe akcenty na swojej nadwadze i niezdarności. Z całej plejady aktorów nikt szczególnie się nie wyróżnia.
Przeczytaj także: Jumanji Następny poziom
Koty to produkcja, w którą zaangażowało się mnóstwo utalentowanych osób. Aż dziw bierze, jak głęboko zakopali swoje umiejętności, by podporządkować się wizji Hoopera. Z każdą kolejną minutą traciłam nadzieję, że twórcom uda się jeszcze wykrzesać z tego zbioru scen jakieś emocje. To niesamowita magia, że ten film pojawił się na ekranach i niestety trudno w jakikolwiek sposób go obronić.