Ziemia skrywa wiele tajemnic. Nieodkryte lądy, nieodgadnione zjawiska czy niepoznane formy życia, których nie jest w stanie pojąc ludzki umysł. Kong: Wyspa czaszki wyrusza do jądra ciemności, by opowiedzieć o kondycji człowieka, rozumieniu natury, ale przede wszystkim dostarczyć pokaźnej paczki rozrywkowych chwytów. Jordan Vogt-Roberts pielęgnuje w sobie filozoficzne zapędy, stawia tezy dotyczące wojny i mrocznych ludzkich odruchów, ale to forma staje się najważniejszym elementem filmu. Pokaźny Kong dominuje całość.
Kong: Wyspa czaszki – serce i rozum w tropikach
Kong: Wyspa czaszki rozpoczyna się od starcia dwóch żołnierzy. Amerykanin i Japończyk z dala od swoich domów, na nieznanej wyspie rozpoczynają walkę na śmierć i życie, kiedy na horyzoncie pojawia się gigantyczny potwór. Zmiana dynamiki. Następuje przegrupowanie, a wspólny wróg jednoczy siły. Już sam wstęp zapiera dech w piersiach. Larry Fong (zdjęcia) z rozmachem pokazuje przestrzeń wyspy, intensywne barwy i gorące słońce. Świat przedstawiony na ekranie rozpoczyna tętnić życiem, które zachwyca precyzyjną konstrukcją i inscenizacją. Kiedy po kilkunastu latach (w 1973 roku) na nieodkrytym lądzie pojawia się pokaźna ekipa żołnierzy i naukowców, wiemy, że nie będzie to nudny spacer po tropikalnym lesie.
Vogt-Roberts korzysta z ludzkich przywar i dualizmów. Zestawia świat zdecydowanych żołnierzy, którzy po zakończonej wojnie w Wietnamie wyruszają na ostatnią misję, z nieco bardziej racjonalną, ale i emocjonalną rzeczywistością odkrywców. Naukowiec Bill Randa (John Goodman) pragnie udowodnić istnienie ogromnych, nowych gatunków zwierząt, zbadać tajemniczą przestrzeń i zachwycić świat. W opozycji do niego staje pułkownik Packard (Samuel L. Jackson), który w reżimie wojskowym z nerwami na wodzy pragnie pokonać to, co zagraża jego żołnierzom. W wyprawie towarzyszy im zaprawiony w bojach podróżnik James Conrad (Tom Hiddleston) oraz fotograf wojenny Mason Weaver (Brie Larson). Oboje zagłębiają się w wyspę. Starając się zrozumieć istotę jej funkcjonowania, oswajają Konga i swoje demony – odkrywają w sobie siłę, empatię i zrozumienie.
Dużo w filmie reżysera Królów lata patosu rozładowywanego przez dobrze wyważone poczucie humoru. Elektryzująca muzyka rytmicznie odpowiada akcji, a bohaterowie z werwą prezentują swoje postawy. Hiddleston eksponuje mięśnie, Larson walczy o pozycję kobiety w męskim świecie, a Jackson uparcie mierzy się wzrokiem z Kongiem. Gigantyczna małpa zachwyca realizmem wykonania i sposobem poruszania. Reżyserowi udało się wyciągnąć wszystko, co najlepsze z „potwornego” świata, a zapoczątkowana w ten sposób seria przynosi ogromne nadzieje.
Kong: Wyspa czaszki to fenomenalne wizualne widowisko, które zachowuje równowagę między akcją, humorem i bohaterami. Choć to wielka małpa skrada całą uwagę, dzięki dopieszczonemu CGI (te pośladki!), całość pełna jest elektryzujących sekwencji i przerażających momentów. Vogt-Roberts w dobrym stylu reanimuje opowieści o potworach. Aż chce się więcej!
One Comment