-daję 7 łapek!

Kryminał z twistem, w którym nie liczy się kto zabił, lecz kto ukradł. Kod Dedala  to interesująca opowieść o opresyjnej żądzy pieniędzy i próbie wykiwania systemu, a do tego wciągająca zagadka. Régis Roinsard wodzi widzów za nos, nie daje oczywistych odpowiedzi i potrafi zaskakiwać. 

Kod Dedala
Przeczytaj także: Na noże

Tytułowy Kod Dedala to kolejna część poczytnej serii. Książka osiągnęła niebywały sukces na rynku wydawniczym, dlatego Eric Angstrom (Wilson Lambert) posiadający prawa do sprzedaży publikacji postanawia zorganizować wyśmienitą premierę na Paryskich Targach Książki. Jego misją jest jednoczesne wprowadzenie do sprzedaży Kodu Dedala w dziewięciu językach. W tym celu angażuje tłumaczy, zamyka ich w luksusowym bunkrze i robi wszystko, aby książką nie wyciekła przed jej publikacją. Wydarza się jednak coś niespodziewanego. Fragment powieści pojawia się w sieci, a Angstrom dostaje żądanie pokaźnej sumy pieniędzy, by zapobiec kolejnym wyciekom. Kto jest za to odpowiedzialny?

Roinsard prowadzi śledztwo w zamkniętym bunkrze i stopniowo odkrywa przed nami kolejne karty. Jedno jest pewne – finalnego rozwiązania nikt się nie spodziewa. To duży sukces kryminalnej produkcji, kiedy tak prowadzi akcję, że zupełnie nie spodziewamy się, kto jest „zbrodniarzem”. Kod Dedala potrafi zaskakiwać, mnoży zagadki i stawia interesujące pytania, a przy tym potrafi puszczać oko do widza, odwołując się do znanych kryminałów. W intrydze i wciągającym sposobie opowiadania przypomina Na noże, które równie skutecznie prowadziło uwagę widza.

Kod Dedala
Przeczytaj także: Proxima

Zaangażowanie tłumaczy z różnych krajów daje przestrzeń na stworzenie międzynarodowej obsady. To prawdziwa mieszanka charakterów i osobowości. Na ekranie podziwiamy: Olgę Kurylenko, Riccardo Scamarcio, Sidse Babett Knudsen czy Alexa Lawthera. To zespołowa praca, w której wszyscy grają do jednej bramki i wypada to wyśmienicie.

Kod Dedala to europejskie kino z amerykańskim sznytem. Kto by się spodziewał, że publikacja książki może wywołać taki wielkie emocje, a zagranie na nosie wielkiemu wydawcy przynieść sporo satysfakcji. Roinsard wie, kiedy podgrzać atmosferę, a kiedy delikatnie spuścić z tonu. To interesująca kryminalna propozycja, w której finalne rozwiązania może być sporym zaskoczeniem.

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply