– daję 6 łapek!

Co myślisz, kiedy widzisz studentkę i znacznie starszego od niej mężczyznę, uprawiających seks w uniwersyteckiej toalecie?

Kadr z filmu „Kochankowie jednego dnia”.





Przyłapałam się na postrzeganiu tej młodej kobiety jako quasi-ofiary. Oczywiście dziewczyna sama decyduje o tym, co robi i najprawdopodobniej w grę nie wchodzi żadna forma przymusu, ale jednak podejrzewam, że studentka działa pod presją. Pewnie zależy jej na zaliczeniu semestru, bała się odrzucić profesora…

O nie! Ariane (Louise Chevillotte) zdaje się nie bać niczego, a jeśli mowa o „zaliczeniu” to jej priorytetem są „kochankowie jednego dnia”. I to nie temperamentna studentka jest tutaj ofiarą…

Kadr z filmu „Kochankowie jednego dnia”.

Jeanne (Esther Garrel) rozstała się z chłopakiem. Wyprowadziła się od niego w środku nocy i pierwsze kroki skierowała do mieszkania swojego ojca. Choć Gilles (Éric Caravaca) jest zaskoczony wizytą córki, oczywiście zaprasza ją do siebie i jest gotowy wysłuchać głosu jej złamanego serca.

Szlochając i zawodząc, Jeanne zauważa na stole damską kosmetyczkę. Ktoś tu jest? Zostanie na dłużej? Ojciec ma kobietę? Rano Jeanne pozna Ariane – studentkę taty, z którą profesor od trzech miesięcy ma romans.





Będące w podobnym wieku córka i kochanka mogłyby się nie polubić. I rzeczywiście – początki nie są łatwe. Jednak bardzo szybko zawiązuje się między nimi przyjaźń, a z biegiem czasu także coś na kształt dziwnego rodzaju sojuszu. Wspólne sekrety, podobne poglądy na pewne sprawy. Kobiety znajdują sposób na „dzielenie się” Gillesem i we trójkę żyją w harmonijnej symbiozie.

Jeanne wciąż wypłakuje żal do byłego, podczas gdy studentka i profesor cieszą się sobą na swoich dyskretnych schadzkach. Kiedy para się kłóci, to Jeanne ratuje sytuację. Gdy córka jest smutna, kochanka ojca zabiera ją na imprezę. Ariane odbiera rzeczy przyjaciółki z mieszkania, tak by ta nie musiała spotykać się z chłopakiem po rozstaniu. Gelles spędza wieczór to z jedną, to z drugą, to znowu z obiema. Wszystko zdaje się jakoś kręcić.

Kadr z filmu „Kochankowie jednego dnia”.

Czarno-biały film z odrobiną humoru pokazuje rzeczy w rzeczywistości ważne i poważne. Pojawiający się sporadycznie głos narratorki jest trochę ironiczny, relacjonuje obserwowane wydarzenia podchodząc do nich z dystansem i może nawet trochę szydzi z bohaterów. Taka forma bardzo przypadła mi do gustu.

„Kochankowie jednego dnia” jest jak filmowa fraszka. Krótka, humorystyczna i ironiczna, ale mająca drugie dno. Przewija się kilka dysput filozoficznych o sensie życia, miłości czy wierności, o związkach i seksualności. Postaci i ich życia zestawione są na zasadzie kontrastu.

Kadr z filmu „Kochankowie jednego dnia”.

Fraszka powinna zakończyć się pointą. Jaka pada tutaj?

Nie mam pojęcia. Może, m.in. że nikt nie cierpi wiecznie, ani też nikt nie jest na zawsze szczęśliwy?


Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!

[R-slider id=”2″]

About the Author

Radiowiec, prawnik, podróżnik. Niekoniecznie w takiej kolejności. Nade wszystko: kinomaniak.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply