Pokładałam duże nadzieje w Kobiecie w oknie. Zacna obsada, Joe Wright za sterami i scenariusz na podstawie bestsellerowego thrillera autorstwa A.J. Finna zwiastowało dawkę porządnego kina. Coś jednak poszło nie tak, a Netflix ponownie dodał do swojej biblioteki film, o którym chce się zapomnieć.
Przeczytaj także: Elegia dla bidoków
Anna (Amy Fox) cierpi na agorafobię. Nie opuściła swojego mieszkania od dobrych kilku miesięcy. Nie spotyka się z ludźmi. Izoluje się od całego świata, tłumiąc w sobie nieprzepracowane emocje i traumę przeszłości. Pewnego dnia do mieszkania naprzeciwko wprowadza się nowa rodzina i monotonna rutyna terapii, zażywania leków i wieczornych seansów filmowych zostaje zakłócona. Nieproszeni goście, nowe znajomości i ludzka ciekawość wywracają świat Anny do góry nogami. Zapatrzona w sąsiedzkie okna staje się świadkiem brutalnej zbrodni. Czy jej obserwacje są prawdziwe? A może to wymysł skołatanego umysłu?
Joe Wright tworzy opowieść, która niemal natychmiast przywodzi na myśl Okno na podwórze Alfreda Hitchcocka. Brak mu jednak umiejętności mistrza kina, by w zajmujący sposób przeprowadzić nas przez meandry fabuły. Dość szybko wykłada poszczególne karty na stół, traci napięcie i niebezpiecznie miesza thriller z psychologicznym dramatem. Wizualne dopracowanie i silne wizje wyrywają z toku opowieści, przez co rozmywa się atmosfera niepewności i grozy. Wrightowi nie udało się stworzyć historii, w której zależy nam na bohaterach. Zabrakło przestrzeni na empatię czy przywiązanie, które sprawiłoby, że z niecierpliwością czekalibyśmy na rozwikłanie zagadki.
Przeczytaj także: Co widać i słychać
Tymczasem reżyser podrzuca tropy w taki sposób, że niemal bezbłędnie można przewidzieć kolejne kroki bohaterów. Snuje swoją opowieść, by w finale wrzucić piąty bieg i rozwikłać wszelkie tajemnice naprędce i trochę od niechcenia. Przez trywialne podejście Kobieta w oknie prowadzi do banalnych wniosków i puent. Zamknięta w swoim świecie Anna musi odciąć się od wojerystycznych zapędów i zacząć żyć własnym życiem. Ocierając się o śmierć, na nowo odkrywa uroki świata. Trochę to zbyt proste i nachalne.
Trzeba przyznać, że Amy Adams ponownie (jak w Elegii dla bidoków) dźwiga na swych barkach ciężar całej opowieści, ale jej niebywały ekranowy magnetyzm nie wystarcza, by wyciągnąć Kobietę w oknie z oparów przeciętności. Joe Wright stworzył film na autopilocie. Zawarł w nim wszystkie znane sztuczki i rozwiązania, przez co wpadł w pułapkę oczywistości. To taki obraz, który chce się zobaczyć, ale tylko zerkając przez przysłonięte zasłony. Zmarnowany potencjał na thriller o zagubieniu w odmętach subiektywnych obserwacji.
daję 5 łapek!