Kinga Preis mówi: „lubię ryzykować, a wydaje mi się, że mam szczęście do spotykania ludzi, którzy proponują mi rzeczy nieoczywiste.” W swojej filmografii ma lekkie komedie, jak i niezwykle trudne, dramatyczne role. W lutym do kin wejdzie Plan B w reżyserii Kingi Dębskiej, gdzie gra Natalię – kobietę, której, po wyjeździe córki na studia, świat staje na głowie.
Wydaje mi się, że po obejrzeniu „Planu B” wiele kobiet będzie się mogło utożsamić z Pani bohaterką.
Kinga Preis: Kobiety angażują się w budowanie rodziny. Podporządkowują jej całą siebie, swoją energię i pasje. Myślę, że jest to bardzo dramatyczne, kiedy w jednym momencie wszystko tracą. Nie jest dobrze obudzić się z poczuciem, że sami dla siebie nie stanowimy żadnej wartości. Że budowaliśmy coś, co jednym ruchem zostało zniszczone, a stanowiło całe nasze życie. Pewnie taki stan rzeczy wynika z wychowania i kultury, ale filmy są też po to, żeby pokazywać, że nie zawsze tak musi być.
Natalia spotyka na swojej drodze ludzi, którzy pomogą jej odnaleźć się w nowej sytuacji. Może to jest recepta – poszukiwanie nowych relacji.
Każdy z nas ma wokół siebie zdradzone i opuszczone osoby, które albo sobie poradziły, albo nie dały rady otrzepać się z sytuacji, w której się znalazły. Wszystko zależy od człowieka. Myślę, że Kinga Dębska tym filmem i tym wątkiem nie daje widzowi gotowych rozwiązań. Plan b zawsze kojarzył mi się z wyjściem awaryjnym. Moja bohaterka nie ma takiego planu i wydaje mi się, że ja też go nie mam. Podchodzę do życia – i tak starałam się pokazać Natalię – emocjonalnie. Uważam, że to jest uczciwe wobec siebie i ludzi.
W filmie widzimy niezwykle emocjonalną scenę, w której życie Pani bohaterki zmienia się o 180 stopni. Jak przygotowuje się Pani do tego zadania?
Nie jestem aktorem, który takie sceny ćwiczy i gra dla siebie przed lustrem. Bardzo liczę na to, że w danej scenie mam przed sobą aktora, który zadaje mi pewien temat. Daje mi swoje oczy, wnętrze czyli prowokuje do pewnych reakcji. Dubli tego ujęcia w „Planie B” było wiele, jednak finalnie zostały wykorzystane te pierwsze.
To niezwykła radość, że w filmowym świecie pojawiła się Kinga Dębska. Reżyserka, kobieta w średnim wieku, która tworzy filmy o kobietach dojrzałych, doświadczonych. Niewiele jest takich propozycji na rodzimym rynku.
Ta sytuacja zaczyna się zmieniać. Może pod wpływem tego, że moje wspaniałe koleżanki i świetne aktorki zaczynają głośno o tym mówić. Upominają się o przyznanie nam takiej samej podmiotowości, jaką mają postaci męskie. Mają tak samo dużo do przekazania i w równie skomplikowany sposób przeżywają życie. Mówi się, że to kobieta dokonuje wyboru, na co pójdziemy do kina. Pewnie chciałaby oglądać i konfrontować się z tym, co sama przeżywa. Według mnie jest coraz więcej udanych prób zawierzenia głównej roli kobiecie. Sama nią jestem i bardzo ciekawi mnie, jak na świat patrzą inne kobiety. Często są dla mnie siłą motywującą i inspirującą. Chciałabym je oglądać i coraz częściej mam taką szansę.
Ta tendencja pokazuje, że nie tylko zmarszczki mężczyzn mogą być interesujące.
Myślę, że wielkimi krokami nadchodzi moment, w którym odczujemy przesyt zewnętrznym pięknem i młodością za wszelką cenę. W końcu zaczynamy akceptować siebie i szukamy w sobie wartości. A zmarszczki świadczą o tym, co przeżyliśmy. Trzeba w sobie mieć zgodę na dojrzałość.
W jaki sposób wybiera Pani swoje role? Lubi Pani ryzykować ze swoim wizerunkiem?
Zawsze mam chęć przygodę w moim zawodzie. Aktorowi niektóre rzeczy – jak każdemu – przychodzą łatwiej i wtedy istnieje ogromne ryzyko, że przestanie być ciekawy dla siebie i dla widza. Wpadnie w rutynę. Parę lat temu przeczytałam scenariusz „Córek dancingu”. Odczuwałam wielki lęk i niepewność, czy w ogóle wziąć udziału w tym projekcie. Zdecydowałam się dzięki aktorom oraz spotkaniu z reżyserką, Agą Smoczyńską. Każda praca artystyczna jest związana z ryzykiem. Nawet doświadczony reżyser, który ma na swoim koncie same sukcesy, może ponieść porażkę. To nie jest zawód, który można obiektywnie zmierzyć. Na planie spotyka się tyle różnych ludzi, energii. Lubię ryzykować, a wydaje mi się, że mam szczęście do spotykania ludzi, którzy proponują mi rzeczy nieoczywiste.