Zamroczony alkoholem mężczyzna leży na fotelu w barze, kiedy stają nad nim najemnicy jego szefa. Koniec przerwy. Czas wziąć się do roboty. W pełnym stroju dżokeja Remo Manfredini musi wsiąść na konia i wygrać wyścig. To nie będzie łatwe zadanie, biorąc pod uwagę fakt, że czasy świetność ma już dawno za sobą.
Kill the Jockey: człowiek ma wiele twarzy
“Kill the Jockey” Luisa Ortegi zaczyna się w komediowym tonie. Pijany mężczyzna dolewa porcję ketanolu do drinka i rusza na kolejny wyścig, by finalnie go nie rozpocząć. I choć Ortega nie traci komediowych tonów, jego film nabiera dużo poważniejszego tonu. To rozprawa o powinnościach, poszukiwaniu tożsamości i zmiennej ludzkiej naturze.
Remo jest dżokejem, który odnosił sukcesy. Szef, a raczej mafijny boss, wciąż pokłada w nim duże nadzieje. Niestety mężczyzna stracił chęć do działania i uparcie sabotuje własne działania. Kiedy staje do walki na świeżo zakupionym koniu wartym ponad milion dolarów, dochodzi do tragicznego wypadku. Z licznymi obrażeniami trafia do szpitala. Rokowania nie są najlepsze. Jednak Remo wraca do życia. Z lukami w pamięci, w futrze i pokaźnym turbanie z bandaży na głowie, wyrusza w świat, gdzie będzie mógł stać się sobą bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
przeczytaj także: Kuchenna rewolucja
Ortega przerysowuje swoich bohaterów. Remo jest groteskowym, ale też niebywale smutnym ucieleśnieniem człowieka, który znalazł się w miejscu, z którego nie ma ucieczki. Zakleszczony między powinnościami wobec bossa, oddaniem dziewczynie a własnymi pragnieniami snuje się przez życie. Wypadek jest otrzeźwieniem i wybawieniem. “Kill the Jockey” pokazuje, że bohater doprowadzony do ściany gotowy jest na radykalne działania. Nie cofnie się przed niczym na drodze do szczęścia. A by zyskać życie, którego pragnął, musi narodzić się na nowo.
“Kill the Jockey” zaskakuje zmiana gatunków. Z komedii przeradza się w kino gangsterskie, by finalnie stać się dramatem o poszukiwaniu własnego głosu. Ortega nie wygłasza żadnych tez. Daleko mu też do kina trans czy queer. Reżyser przede wszystkim pokazuje, że człowieka nie można zamknąć w jednej kategorii, a każdy nosi w sobie wiele różnych “ja” i każde jest ważne i prawdziwe.