To już jest koniec. Nie ma już nic. Jesteśmy wolni. Możemy… spać i jeść. Festiwalowa rzeczywistość dobiegała końca. Walizka spakowana. Ostatnie filmy obejrzane. Kolejne kinowe podboje w Karlowych Warach za mną. Aż chce się wykrzyknąć do siego roku, uronić łezkę wzruszenia i zatopić się we wspomnieniach minionych dni. A były to dni bardzo intensywne, pełne wrażeń, śmiechu i nieprzespanych nocy. Tak! Festiwal to nie wakacje, ale brutalna przyjemność obcowania ze sztuką. Sztuką bolesną, genialną czy zwyczajnie nieudaną.
Karlowe Wary wydają się być małym festiwalem w Czechach, ale gromadzą sporo widzów, filmowców i dziennikarzy. Oprócz filmów, które mają swoją premierę w sekcjach konkursowych, można zobaczyć głośne tytuły z Cannes, Sundance czy Tribeci. A przy okazji przemieszczając się pomiędzy sali, podziwiać uroki miasta.
Jak wygląda życie festiwalowicza?
Poranne wstawanie to standard filmowych wypadów. Festiwal gromadzi samych zapaleńców, którzy są w stanie poświęcić wiele, aby zobaczyć nowy obraz Jima Jarmuscha czy Xaviera Dolana. Już od 7:00 rusza rezerwacja biletów online. To wyścig z czasem, a dla wszystkich pechowców, którym nie udało się zobaczyć zielonego światełka potwierdzającego otrzymanie biletu, jest ostatnia deska ratunku. Wielogodzinne stanie w kolejce przed wejściem na projekcję. Normą każdego dnia jest przechodzenie z sali do sali z 10 – minutowymi przerwami, aby po ostatnim pokazie o północy doczołgać się do łóżka i zasnąć w sekundę.
A sen to u festiwalowicza podstawa. Może go dopaść z nienacka, czy to w hotelowym korytarzu, restauracji czy sali kinowej przy dźwiękach projektora filmowego. Domeną takich wypadów jest wysokie tempo i wieczny brak czasu. Szczególnie jeśli chce się zobaczyć jak najwięcej, pojawić się na konferencjach prasowych i przeprowadzić kilka wywiadów. Krótko mówiąc: ręce pełne roboty.
Największe szczęście
Marzysz o Cannes, Wenecji czy Sundance? Tytuły konkursowych pozycji spędzają Ci sen z powiek? Z niecierpliwością przebierasz nogami na myśl o nowych filmach największych twórców? Karlowe Wary dają możliwość obejrzenia tych produkcji przed polską premierą. W małych salach zbierają się tłumy dziennikarzy. Wszystkie miejsca są zajęte, a dywan przed ogromnym ekranem staje się leżanką dla zdesperowanych spóźnialskich. Tłoczno było na pokazie Xaviera Dolana, Pedro Almodovara czy Jimie Jarmuschu. I choć te duże reżyserskie nazwiska przyniosły odrobinę rozczarowania, nie można narzekać na wielka frajdę oglądania tych filmów z gromadą zafascynowanych ludzi.
Filmowe wybory roku
W sennej marze krążąc między projekcjami nie do końca ma się świadomość, co nas czeka po odsłonięciu ekranu. Przypadkowe wybory, które mają wypełnić czas pomiędzy docelowymi filmami, mogą przynieść ogromne zachwyty i rozczarowania. Tak też było w tym roku. „Tower” Keitha Maitlanda jest dla mnie największym odkryciem i emocjonalną przygodą. Dokument o pierwszej masakrze szkolnej na teksańskim uniwersytecie wymyka się wszelkim schematom i ramom. Łączy w sobie barwną animację z głosami rzeczywistych ofiar tragedii. Gadające głowy z wygenerowanych komputerowo dopiero w finale stają się postaciami z krwi i kości, które po latach zdecydowały się opowiedzieć o swojej traumie. To właśnie dzięki odświeżającej formie i kreśleniu sytuacji z rożnych perspektyw jesteśmy w stanie bardzo mocno zaangażować się w opowieść bohaterów.
Do festiwalowych odkryć należy również zaliczyć filmowe porażki, chwaląc odwagę eksperymentowania i szalone pomysły, które niestety przekroczyły granicę dobrego smaku. Za intrygujący eksperyment należy uznać (zauważony przez krytyków Variety) brytyjski film „Aaaaaaaah!”. Historia pozbawiona słów, odziera ludzi z ich człowieczeństwa. Steve Oram uwypukla pierwotne instynkty i zwierzęce zachowania, ale przenosi je do cywilizowanego świata z telewizorem i grą na xboxie. To film o dobrym koncepcie, który kuleje przy wykonaniu. Wymiotowanie, wypróżniania się czy obsikiwanie ścian jest na porządku dziennym. Nikt o wysokiej wrażliwości nie jest w stanie wytrzymać tylu obrzydliwości w tak krótkim czasie.
W podobnym tonie zniesmaczenia został skonstruowany „The greasy strangler” pretendujący do miana rubasznej komedii. Humor kreślony jest grupą linią, bohaterowie swoją głupotą nie wzbudzają nawet politowania, a całość nuży powtarzalnością. Uśmiech na twarzy wywołuje główny motyw muzyczny, ale szybko zostaje zatarty przez ogromne ilości tłuszczu pojawiające się na ekranie. Jest raczej niesmacznie i nie śmiesznie.
https://www.youtube.com/watch?v=4vCD4Qpb1yE
Gwiazdy, gwiazdeczki i czerwony dywan
W Karlowych Warach nie brakuje dużych hollywoodzkich nazwisk. Sławni aktorzy czy reżyserzy są w stanie przyciągnąć tłumy, a do tego stają się o wiele bardziej dostępni niż, np. na Berlinale. W tym roku pojawił się nieco speszony Jamie Doronan i Toby Jones, wraz z Marcinem Dorocińskim, aby zaprezentować międzynarodową produkcję „Anthropoid”. Był Willem Dafoe, który okazał się przesympatycznym człowiekiem z dużą dozą charyzmy. Jean Reno zagubiony i przytłoczony dużym zainteresowaniem oraz Charlie Kaufman zachwycający bezpośredniością, otwartością i ogromną cierpliwością w odpowiadaniu na pytania.
Pożegnanie kinowych sal
Na szczęście ostatniego dnia miasto nie zamiera. Pracownicy festiwalu w pocie czoła czyścili czerwony dywan, po którym przeszli goście na galę zakończenia. Jury przyznało nagrodę filmowi „It’s not the time od my life” Szabolcsa Hajdu. Produkcja opowiada o młodych ludziach, którzy żyją ze sobą od kilku lat i zatracili radość wspólnego kroczenia w przyszłość. Ciekawie poprowadzeni bohaterowie potrafią nawiązać dialog, który finalnie zostawia nutkę nadziei.
Drugą nagrodę otrzymało „Zoology” Ivana I. Tverdovskiy, gdzie kobieta musi się zmagać ze społecznym odrzuceniem i innością. W konkursie East of The West statuetka powędrowała do „House of others” Rusudan Glurjidze. Gruzińskie kino przedstawia czas wojny w Abchazji, ale z dala od bitewnej zawieruchy. Opuszczony dom stają się chwilowym przystankiem dla uciekającej rodziny. Przyznam szczerze, że w tym wypadku trudno mi zrozumieć decyzję jury. Film jest wyjątkowo schematyczny i stonowany. Zatopiony w powściągliwości i seansach ukrytych.
Ceremonia zakończyła karlowskie święto kina. Nagrody zostały rozdane. Filmy obejrzane. Czas zbierać siły na następny rok.
Moje statystyki
Obejrzane filmy: 40
Przeprowadzone wywiady: 3
Konferencje prasowe: 4