– daję 7 łapek!
Film oparty na książkowych wspomnieniach kapitana Richarda Phillipsa, którego statek w 2009 roku został zaatakowany przez somalijskich piratów. Zawiera w sobie elementy thrillera (potrafi znerwicować i wstrzymać dech widza), czasem jest kreowany na coś w stylu dokumentu. Łączy sekwencje, które niemiłosiernie mnie nudziły i takie, przy których otwierałam usta z wrażenia. Czasami rozbraja swoją naiwnością i sugeruje konieczność wystawienia mu najniższych not, za chwilę znów zachwyca jakimś elementem, będącym ukrywanym długo asem w rękawie.
Pozbawiona niepokojących myśli załoga beznamiętnie kontynuuje rejs kontenerowca. Tylko kapitan otrzymuje ostrzeżenia odnośnie występujących w okolicach, w których się znajdują, ataków. Kiedy na horyzoncie pojawia się obca łódź – boi się nie na żarty. Załoga nie ma zamiaru walczyć. Daleka jest im myśl o dumnym stawianiu czoła wrogom. „Nie zaciągnąłem się do marynarki wojennej” – mówią. – „Nie płacą mi tu dość, abym walczył z piratami!”. „Nie możemy stąd odpłynąć?” – rzucają w panice. „Dokąd?” – odbija piłeczkę Phillips.
Po raz pierwszy niebezpieczeństwo zostaje zażegnane. Wroga łódź zawraca. Kolejnym razem nie jest już jednak tak różowo. Wychudli, obdarci, wygłodniali zapłaty od swego szefa somalijscy piraci postanawiają nie dać za wygraną i krążą wokół kontenerowca dopóty, dopóki nie dostaną się na jego pokład oraz nie sterroryzują kapitana i jego najbliższych współpracowników. W roli ich przywódcy świetny, nominowany za tę kreację do Oscara, taksówkarz Barkhad Abdi.
Co myśleć o „najeźdźcach”? Czy są bezapelacyjnie ‘źli’? To nie stuprocentowe czarne charaktery. Reżyser wyraźnie pokazuje nam, że czasem ludzie są mimowolnie popychani do pewnych czynów poprzez biedę, strach, presję społeczeństwa, własne słabości.
Niektórzy zachwycają się rolą Hanksa, która mnie zupełnie nie przypadła do gustu. Wydawało mi się, że w ogóle nie utożsamia się ze swoją postacią. Bardzo długo widziałam na ekranie Toma, a nie Richarda. Zarejestrowałam tylko jedną genialną scenę, w której za pomocą mimiki i spojrzenia aktor pozwolił mi zobaczyć, usłyszeć i poczuć myśli i emocje postaci – to było COŚ!
Myśl o kreacji Toma Hanksa nie daje mi spokoju. Początkowo oceniłam go bardzo surowo i byłam oburzona zaprezentowanym poziomem gry aktorskiej. Poznałam jednak trafnie argumentowaną odmienną opinię. Może kapitan miał być przez większość filmu nijaki, jakby bezosobowy, żebyśmy wszyscy mogli się z nim utożsamić i zrozumieć, że również my – „zwykli zjadacze chleba” – możemy się kiedyś niespodziewanie znaleźć w ekstremalnej sytuacji, w której będziemy musieli nagle obudzić w sobie cechy, których nigdy byśmy się po sobie nie spodziewali?