-daję 7 łapek!
Renée Zellweger powraca na duży ekran w pięknym stylu. W Judy Garland może odnaleźć cząstkę siebie i swojej historii, dlatego skromna, acz pełna niuansów rola ponownie wynosi ją na szczyt. Rupert Goold wie, jak wyciągnąć z aktorki to, co najlepsze. Pewna nostalgia, kruchość i minimalna doza szaleństwa sprawiają, że to pełnokrwisty portret, który zapewne będzie się liczyć w oscarowym biegu.
Przeczytaj także: Radioactive
Judy opowiada o ostatnich miesiącach życia Judy Garland. Od wyjazdu do Londynu, gdzie aktorka dała serię występów aż do tragicznej śmierci w wieku 47 lat. Słodka dziewczynka rozpoczęła swoją karierę w wieku zaledwie 2 lat. Niegasnąca gwiazda studia, ulubienica publiczności i ciepła dziewczyna z sąsiedztwa. Wizerunek wyprzedzał prawdziwe życie, a Judy prawie nigdy nie miała szansy na swobodne wyrażanie siebie. Włosy w idealnym stanie, szczupła sylwetka i seria zakazów wepchnęły Garland w słoneczne (Hollywoodzkie) więzienie, z którego nigdy się nie uwolniła. Szybki sukces został okupiony niebywałym poświęceniem, oderwaniem od prawdziwych międzyludzkich relacji i upadkiem, z którego Judy podnosiła się przez całe życie.
Wychowana w blasku fleszy nie potrafiła sobie radzić z samotnością. Od występu do występu ledwie wiązała koniec z końcem, a miała na utrzymaniu dwójkę dzieci. Przenosząc się z kąta w kąt, nie dawała im poczucia stabilności, a nieciekawa sytuacja finansowa popchnęła ją do bolesnej decyzji – wyjazd do Londynu, by wziąć udział w serii występów. Rozdzielona z najważniejszymi osobami w jej życiu musiała się zmierzyć z nowym wyzwaniem i lękiem przed powrotem na szczyt. Rozkapryszona, niełatwa w obejściu skłonna do nadużywania alkoholu i lekarstw stanowiła tykającą bombę, ale też maszynkę do zarabiania pieniędzy. Londyńczycy ją uwielbiali, ale także surowo rozliczali z potknięć i niepowodzeń.
Szybki sukces i uwielbienie na brytyjskiej scenie kończy się ponownym upadkiem. Judy daje się pochłonąć mrokom własnej duszy. Powracają wątpliwości, depresja i desperackie poszukiwanie miłości, które nie przynosi szczęśliwego finału. Artystka daje się porwać własnym demonom i nawet światełko w tunelu zdaje się szybko gasnąć.
Przeczytaj także: Ślicznotki
Zellweger mistrzowsko wciela się w Garland. Sprawnie łączy ze sobą stany nieopisanej radości i euforii z ponurym zatopieniem się we własnych lękach i słabościach. Kiedy pojawia się na scenie i zaczyna śpiewać, bije z niej niesamowity blask. Całe szczęście gaśnie, gdy blakną światła rampy i nie słuchać braw zachwyconego tłumu. Judy to jej występ życia, w którym pokazuje, że pomimo niepowodzeń trzeba stawiać kolejne kroki.
Goold wyciągnął z aktorki wszystko co najlepsze i sprawił, że to jej gwiazda najjaśniej bije z ekranu. I choć sam film nie wybija się ponad przeciętność, niesie w sobie momenty godne zapamiętania. Można wybaczyć wykalkulowane granie na emocjach, szczególnie kiedy rozbrzmiewa niezapomnienie „Somewhere over the rainbow”, a londyńska publiczność śpiewa ten utwór wraz z Garland. Urocza Dorotka z krainy Oz nie poradziła sobie w rzeczywistości i za szybki sukces poniosła najwyższą cenę. Jednak na zawsze zapisała się w pamięci publiczności. I tak też powinno być z występem Renée.