Jestem taka piękna to współczesna baśń, w której księżniczki nie odmienia magiczne zaklęcie rzucone przez dobrą wróżkę, ale poważny uraz w głowę i zmiana optyki patrzenia na samą siebie. Abby Kohn i Marc Silvestein nie dokonują rewolucji na dużym ekranie, ale przedstawiają historię ważną i potrzebą. Ustami Amy Schumer uczą dostrzegania różnorodności kobiecego piękna, istoty pewności siebie i wewnętrznej siły w dążeniu do celu.
Renee (Amy Schumer) pracuje w jednej z największych firm kosmetycznych w Stanach Zjednoczonych. Zamknięta w ciemnej piwnicy gdzieś w Chinatown marzy o dostaniu się do wytwornego zamku na 5th Avenue. Problem stanowi fakt, że kobieta odbiega od kanonu piękna panującego na wyżynach, gdzie królują niesamowicie szczupłe modelki o pustym wyrazie twarzy. Fart chce, że firma przygotowuje się na wielkie zmiany – chce wprowadzić linię swoich produktów do tańszych sklepów i stać się bliższą zwykłym kobietom. Avery (Michelle Williams), która przejmuje kierownicze stanowisko po swojej babci, jest apatyczną blondynką o ciekawych pomysłach, ale niepoważnym glosie (naprawdę nie poznacie Williams w tej odsłonie!), która potrzebuje wsparcia w nadchodzącej rewolucji. Renee okazuje się idealną kandydatką na rewolucjonistkę. Szczególnie że po niefortunnym wypadku na siłowni, dziewczyna zmieniła sposób postrzegania siebie i niczym burza dąży do upragnionych celów. Emanuje pewnością siebie, otwartością i sensualnością.
Szalona Amerykanka nie przechodzi fizycznej przemiany, ale nabycie pewności siebie odmienia cały jej świat. Staje się bardziej otwarta i zdecydowana, a jej nastawienie wpływa na to, jak postrzega ją całe otoczenie. Wewnętrzna siła wpływa na komfort jej życie, a Renee pozbywając się kompleksów, zyskuje całą masę nowych możliwości. Kohn i Silvestein skupiają się na wewnętrznym pięknie, obśmiewają pogoń za idealną figurą, przedstawiając wychudzone modelki jako apatyczne i pozbawione życie. Renee staje się wulkanem energii i pozytywną energią, którą zaraża wszystkich ze swojego otoczenia. Czaruje bezpretensjonalną szczerością i naturalnością. Renee spokojnie mogłaby stanąć obok Amy z Wykolejonej i wygłaszać mowy motywacyjne na temat wiary w siebie i własne możliwości.
Jestem taka piękna! nie próbuje przymilać się na siłę. Pędzi niczym rakieta, uderzając niewymuszonym poczuciem humoru. Amy Schumer nie bierze jeńców, nie boi się rubasznych żartów i pokazuje ogromny dystans do siebie i świata. Sprawdza się jako mentorka dla zagubionych i niepewnych siebie, a przy tym jest niezwykle prawdziwa. Tworzy bohaterkę, której chce się wierzyć, pomimo kilku ułomności scenariusza i banalnej wyjściowej koncepcji. Film Kohn i Silvestein ogląda się z przyjemnością szczególnie wtedy, kiedy fabuła zapewnia liczne atrakcje. Zwolnienie tempa przynosi nieco oddechu i przenosi całość w rejony komedii romantycznej.
Kohn i Silvestein opierają się na kontrastach, podkreśleniach i przerysowaniach, aby zapełnić filmową rzeczywistość charyzmatycznymi bohaterami. Schumer swoją energią i entuzjazmem mogłaby oświetlić cały Nowy Jork. Oby hasła o samoakceptacji wybrzmiewającego z Jestem taka piękna! pozostały z widzami o wiele dłużej niż wspomnienie seansu. Bo to komedia z przymrużeniem oka napędzana tylko i wyłącznie charyzmą głównej bohaterki.