– daję 6 łapek!

Prezydent John Fitzgerald Kennedy zginął w zamachu 22 listopada 1963 roku. Tydzień później jego żona Jacqueline Lee Bouvier Kennedy udzieliła magazynowi Life wywiadu, który – co pada w filmie Larraína – miał być jej wersją wydarzeń.

Kadr z filmu „Jackie”.

„Jackie” jest mozaiką stworzoną z kilku krótkometrażowych etiud, których fragmenty przeplatają się ze sobą. Być może niektórzy odnajdują w tym świeżość i brak linearności rzutuje in plus, ale w moim przypadku zabieg ten wykluczył zaangażowanie emocjonalne i zainteresowanie kolejnymi sekwencjami.

Wspomniane postrzępione i wymieszane elementy to rozmowa Jackie Kennedy z dziennikarzem, spotkanie z księdzem i przygotowania do pogrzebu JFK. Odtworzony zostaje również sam zamach na prezydenta oraz oglądamy fragmenty programu „A Tour of the White House with Mrs. John F. Kennedy”.

Tutaj możecie zobaczyć oryginalne nagranie, w którym Jackie Kennedy oprowadza miliony Amerykanów po Białym Domu:

Natalie Portman (nominacja do Oscara za tę rolę) jest bardzo dobrze poprowadzona przez reżysera i scenarzystę. Co do kroku odtwarza przechadzanie się prezydentowej po kolejnych pomieszczeniach.

Gest ręki, ruch głową, westchnienie, słowo po słowie – wszystko, co robi Portman jest kalką zachowania Jackie Kennedy sprzed laty. I tylko sama Portman – według mnie – nie podołała. Nie udaje jej się stać Kennedy (jak np. Boczarska stała się Wisłocką), a nie ma też na tę postać własnego unikatowego pomysłu.

Portman jest irytująca i nieszczera. Mimo przyzwoitej charakteryzacji i kostiumów (tu także dla filmu nominacja do Oscara), wciąż na ekranie widziałam aktorkę, usilnie próbującą wcielić się w postać obserwowaną godzinami podczas przygotowań do roli – a nie samą Jacqueline Kennedy.

Kadr z filmu „Jackie”.

Zawiodła mnie także muzyka (kolejna nominacja do Oscara, której nie rozumiem). Nachalnie powtarzany motyw, przypominający styl Stevena Price’a, zdawał się być najbardziej eksponowany w nieodpowiednich momentach.

Myślę, że największym problemem tego filmu jest to, że widzowie spodziewali się zupełnie czegoś innego. Słyszałam już kilka rozczarowanych głosów, wypowiadających się w podobnym tonie.

Publiczność oczekiwała przekrojowego filmu biograficznego. Chcieliśmy zobaczyć Jackie jako potężną szarą eminencję. Silną kobietę, która jako żona głowy państwa, tak naprawdę jest szyją Stanów Zjednoczonych. Zajrzeć za kulisy i poznać pewne tajemnice.

Jednakże nawet jeśli porzucić uprzedzenia i zaakceptować to, że otrzymaliśmy możliwość towarzyszenia Jacqueline jedynie podczas kilku krótkich dni – produkcja wciąż pozostaje nużąca, a pretensjonalna gra Portman przyćmiewa dobre zdjęcia Fontaine’a i pozbawiony hollywoodzkiego splendoru reżyserski zmysł Larraína.


Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!

[R-slider id=”2″]

About the Author

Radiowiec, prawnik, podróżnik. Niekoniecznie w takiej kolejności. Nade wszystko: kinomaniak.

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply