It ends with us Justina Baldoni to feel good movie, które pokazuje, że można przerwać zaklęte kręgi. Opowieść o wpadaniu w rodzinne schematy, marzeniach i poszukiwaniu szczęścia ubrana w ramy komedii romantycznej sprawia, że po seansie czujemy się podniesieni na duchu. Ciekawy sposób na przedstawienie historii o przemocy domowej. Bez dramatów i ponurych barw, a z pełnią nadziei na lepsze jutro.
It ends with us: Uciec przed schematem
Lily Bloom (Blake Lively) wraca do domu na pogrzeb ojca. Kiedy wszyscy rozpływają się w jasnych wspomnieniach, w jej głowie pojawiają się bolesne obrazy z przeszłości, kiedy wyładowywał swoją złość i frustrację na matce. Naznaczona traumą za nic na świecie nie chce powielać znanych schematów. Wkrótce sama się przekona, że w pułapkę usprawiedliwienia, przymykania oka i samoobwiniania można wpaść o wiele łatwiej niż jej się wydaje.
W jej życiu pojawia się Ryle (Justin Baldoni), który niczym książę zaprasza ją do swojego zamku: bezpiecznego domu wypełnionego śmiechem, troską i upojnymi chwilami. Oboje początkowo nie chcą angażować się w nic poważnego. Jednak serce nie sługa i miłość wpycha ich w wir romantycznych zdarzeń. Z czasem bajka zamienia się koszmar, a Lily będzie musiała podjąć decyzję, czy budować rodzinę z Rylem, a może rozpocząć życie na własnych warunkach.
It Ends with us to prosta opowieść o miłości i bolesnym zetknięciu z rzeczywistością. Bohaterowie są chodzącymi ideałami z pięknym uśmiechem niczym w bajce, a jednak szczęście nie jest im do końca pisane. Ryle potrafi przekraczać granice, przy których pojawia się już ostrzegający alarm: przy tym mężczyźnie nie można czuć się bezpiecznie. Baldoni ubiera wszystko w ramy komedii romantycznej, upiększa i ucieka od brutalnych obrazków. Jego film ma spełniać proste zadanie: przytulać niczym najlepszy przyjaciel i zapewnić, że nawet, kiedy wszystko wali nam się na głowę, to nadejdą lepsze dni. Córki nie muszą popełniać błędów matek i w pełnej świadomości mogą odciąć się od toksycznych relacji. Jeśli oczekujemy prostej rozrywki, film Baldoniego to doskonały wybór. Nie spodziewajmy się głębi i wielkich przemyśleń.
Przeczytaj także: Substancja
Blake Lively i Justin Baldoni tworzą idealną parę na ekranie. Piękni ludzie obowiadają o pięknym świecie z małymi rysami, które łatwo można naprawić. Wszyscy są świadomi swojej sprawczości: Lily odnosi biznesowy sukces Ryle zdobywa dziewczynę marzeń. Optymizm wylewa się z ekranu, a ponure momenty dalekie są od naturalistycznych obrazów przemocy. Baldoni jest powściągliwy w portretowaniu agresji. Wiele pozostawia w domysłach. To interesujący zabieg, przede wszystkim dlatego że historia jest opowiedziana z perspektywy Lily. Kobieta nie chce dopuścić do siebie myśli, że wplątała się w toksyczną relację, przez co umniejsza działania Ryle na tyle, by móc je usprawiedliwić.
Zresztą cała historia to subiektywne spojrzenie na przeszłość i teraźniejszość. W It ends with us przeplatają się dwie płaszczyzny czasowe: nastoletnie czasy, gdy Lily przeżywała swoją pierwszą miłość i współczesność, gdzie jako dorosła układa sobie życie. Momenty jasne przenikają się z tymi mrocznymi, tworząc żywą opowieść o kolejach życia.
It ends with us nie jest idealną adaptacją książki. Nie wszystko, co sprawdza się na papierze, dobrze działa na ekranie. Pojawia się kilka dłużyzn, przeciągniętych inscenizacji i powtarzalność informacji. Mimo wszystko Baldoni tworzy feel good movie, kino środka, które – w nieco naiwny i banalnych sposób – dodaje nadziei. Jeśli w taki sposób mamy pokazywać, że można poradzić sobie z traumą i wyrwać się z ramion przemocy, nie będę zbytnio narzekać.
daję 6 łapek!