Mieliśmy już filmy o psach, kotach czy koniach. Nadszedł czas na osiołka. Jerzy Skolimowski, podążając tropem Roberta Bressona (“Na los szczęścia, Baltazarze!”, spogląda na ludzi oczyma zwierzęcia. Buduje sceny pełne znaczeń i emocji, by powiedzieć nieco więcej o nas jako gatunku. 

W „IO” nie sposób uciec od personifikacji. Spokojny osiołek jawi nam się niczym wędrowny mędrzec, który tułając się po świecie, staje się świadkiem naszych upadków. Skolimowski przy pomocy pełnych mądrości i smutku oczu zwierzęcia chce nas uczyć empatii. Choć IO nie jest pozbawiony zazdrości czy złości, wciąż wzbudza więcej sympatii niż jego ludzcy towarzysze. 

Przeczytaj także: Chora na siebie

Jerzy Skolimowski tworzy film składający się z różnorodnych etiud. To kino drogi, w którym osiołek spotyka całą paletę osobowości. Przygląda się ich zachowaniu, staje się świadkiem wzlotów i upadków, a także ofiarą ich działań. Szwy pomiędzy kolejnymi postaciami są widoczne, ale to nie ma znaczenia, kiedy całość układa się w uniwersalną przypowieść nie tyle o zwierzęciu, co o człowieku.

IO rozpoczyna swą wędrówkę w cyrku, gdzie stosuje się metody kija i marchewki. Choć nie szczędzi mu się batów, jest miejsce na prawdziwą miłość i troskę ze strony jego opiekunki (hipnotyczna Sandra Drzymalska). Kiedy obrońcy praw zwierząt wydostają go na wolność, rozpoczyna się prawdziwa tułaczka. Od sielskiej wsi, przez lasy pełne myśliwych, brutalną prowincję czy włoskich bogaczy. W tych krótkich spojrzeniach na ludzi i społeczności Skolimowski tworzy trafne komentarze. Świetnie buduje swoją opowieść wizualnie, dobiera faktury i dopełnia intensywną muzyką Pawła Mykietyna. 

Przeczytaj także: Nitram

Twórca “Essential Killing” eksperymentuje formalnie, tworzy piękne obrazy. Światło i barwy budują nastrój, a mądre spojrzenie osiołka odbija smutną rzeczywistość. “IO” to raczej film, który powinno odbierać się emocjami i wszystkimi zmysłami. Opowieść, która uczy empatii, ale wymaga też dużej otwartości i cierpliwości. Skolimowski pokazuje, że wciąż ma głowę otwartą na nowe pomysły i rozwiązania. Takie podejście nie przypadnie wszystkim do gustu, ale produkcja przynajmniej wyróżnia się na tle tradycyjnego opowiadania.

daję 5 łapek!

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply