Brandon Cronenberg jest jednym z ciekawszych twórców, którzy pojawili się na filmowym firmamencie. Jego kino pełne niepokoju i futurystycznych wizji przyciąga uwagę i daje przestrzeń do dyskusji i interpretacji. Z Infinity Pool jest podobnie – trudno tę produkcję podsumować jednym zdaniem. To przerażająca wariacja na temat “Białego Lotosu”, w której piękny resort staje się tylko placem zabaw dla znudzonej elity.
James (Alexander Skarsgård) i Em Fosterowie (Cleopatra Coleman) spędzają urlop w ekskluzywny kurorcie na wyspie La Tolqa. Ogrodzony, od tubylców, ośrodek jest idealnie skrojony pod instagramowe opowieści z egzotycznego świata, w którym bogacze odpoczywają od problemów codzienności. Między Jamesem a Em można wyczuć napięcie i zbliżający się małżeński kryzys, biorąc pod uwagę fakt, że mężczyzna jest biednym pisarzem, który wszedł do bogatej rodziny i na jego horyzoncie nie jawią się żadne pomysły, by napisać kolejną książkę. Pewnego dnia na plaży spotyka swoją fankę, Gabi (Mia Goth), która wraz z mężem, zaprasza Fosterów na kolację. Następnego dnia obie pary pożyczają samochód i wyjeżdżają poza szczelne ogrodzenie, by cieszyć się pięknymi widokami i swoim towarzystwem. W drodze powrotnej sielanka dobiega końca, gdy James potrąca, ze skutkiem śmiertelnym, mieszkańca wyspy.
Przeczytaj także: Magazine Dreams
Na La Tolqa jest restrykcyjne prawo – winny zbrodni zostaje skazany na karę śmierci. Wyrok wykona najstarszy syn ofiary. Jest jednak jedno wyjście z sytuacji – bogacze przybywający na wyspę, mogą za konkretną sumkę kupić sobie życie, decydując się na stworzenie swojego klona, który zostanie zabity na ich oczach i oczach widowni. Czy w ten sposób stają się bezkarni? Taki rozwój sytuacji napędza akcję w mroczne rejony, pozwalając bohaterom przekraczać wszelkie moralne granice.
Cronenberg zaprasza nas na jazdę bez trzymanki, w której narkotyczne wizje wypełnione są seksem i przemocą. Gabi staje się przewodniczką Jamesa po nowej rzeczywistości, w której nie ma granic i wszelkie nieprawości są możliwe. Reżyser wprowadza ciekawy koncept do rajskiego świata, tworzy dopracowane wizualnie sceny i świetnie bawi się horrorowymi straszakami z elementami gore, ale zawodzi w fabularnej warstwie. W Possessorze przyciągała nie tylko warstwa wizualna, ale opowieść, w której można było odnaleźć większą puentę. Infinity Pool spycha to na dalszy plan, skupiając się na wysmakowanych kadrach i przekraczaniu granic. Z pewnością nie jest pustą wydmuszką, ale brakuje mu spójności w opowiadanej historii, która w finale doprowadziłaby widza do jakichś wniosków. Tymczasem całość staje się egzotyczną ciekawostką, niebezpieczną grą ze świetnym aktorstwem.
Alexander Skarsgård i Mia Goth przechodzą samych siebie, wprowadzając widza w pełne niepokoju stany. Skarsgård jeszcze nigdy nie był tak bardzo podobny do swojego ojca, tworząc postać pełną lęków i kompleksów, której nie do końca wychodzi zabawa w życie. Kiedy dostaje szansę i unika kary śmierci, przerażony błądzi niczym dziecko we mgle, dając się porwać mrocznym podszeptom. Zafascynowany tym, co się wydarzyło, wchodzi w mroczną grę, którą Gabi rozgrywa jego kosztem. Goth doskonale odnajduje się w rolach psychopatycznych kokietek. Jej dziewczęcy urok wzbudza sporo niepokoju w zetknięciu z demonicznym zachowaniem. Znudzona puszcza wszelkie hamulce i traktuje La Tolqę jak swoje wesołe miasteczko.
Przeczytaj także: The Pod Generation
Jest w Infinity Pool sporo niepokoju i mocnych obrazów. Cronenberg świetnie konstruuje świat, w którym wszystko można. Pokazuje wolność, ale też wynikającą z niej opresję, niezahamowane popędy i przemoc, która staje się elementem zabawy bogaczy. Szkoda, że imponujące wizualnie i aktorsko sekwencje nie niosą w sobie więcej treści. Ten film mógł być ciekawszą rozprawą o ludzkiej naturze, przekraczaniu granic i zepsuciu nowego świata. Zabrakło scenariuszowej precyzji, by finał był w pełni satysfakcjonujący. Zostajemy z pytaniami bez odpowiedzi, zastanawiając się po co to wszystko się wydarzyło.
daję 6 łapek!