6 – daję 6 łapek!

Oscarowy laureat Ron Howard tym razem się nie popisał. Reżyser ma w swoim dorobku filmy z najwyższej półki, a teraz przyszło mu wypuścić na rynek przeciętny… film akcji? Obraz thrilleropodobny? Katastroficzny?

Inferno recenzja

Tajemniczy głos informuje nas, że Ziemia jest w ogromnym niebezpieczeństwie. „Ludzkość to rak we własnym ciele”. Nasza planeta jest przeludniona do tego stopnia, że niebawem nastąpi kolejna w dziejach zagłada. Moment, w którym teraz jesteśmy, jest niczym minuta przed północą. Jeżeli nie podejmiemy działań – wyginiemy.

By ratować ludzkość, ekscentryczny milioner stworzył Inferno. Wirus miałby zmniejszyć populację świata, by przeludnienie nie doprowadziło natury do ostateczności. Część musi się poświęcić w imię przetrwania rasy ludzkiej. Co prawda twórca Inferno znika z pola heroicznej walki, jednak – przewidując taki bieg wydarzeń – „wyznaczył ścieżkę” swoim wyznawcom.

Profesor Robert Langdon (Tom Hanks) budzi się w szpitalu. Ma zaniki pamięci. Nie wie, jak znalazł się we Florencji. Koleżanka, z którą byłam w Cinema City, zażartowała: „Trochę jak Kac Vegas”. Zawroty głowy, problemy ze wzrokiem i wizje… Płomienie, rzeka krwi, ludzie z powykręcanymi głowami, napiętnowani literami, biczowani, gotujący się w smole.

Lekarka tłumaczy profesorowi, że został postrzelony. Znaleziono go bez dokumentów, nieprzytomnego. Nim Langdonowi udaje się zrozumieć, co go spotkało – znów musi uciekać. Policjantka, która przyszła do szpitala, by go przesłuchać – próbuje go zabić.

Inferno recenzja

Schemat zostaje zachowany. Intryga z historią i sztuką w tle. Niezidentyfikowani wrogowie zewsząd otaczający profesora. Kolejne piękne miasta pełne zabytków i młoda kobieta u boku.

Tylko ta intryga jakaś taka mniej spójna niż poprzednio. Wrogowie opierający działania na naiwnie zaprezentowanych motywach, akcja zwalniająca tempo, a kobieta bezbarwna i niebudząca sympatii.

Pamiętam, że „Anioły i demony” zapierały mi dech. Miałam oczy naokoło głowy, wszystko działo się szybko, a kolejne zwroty akcji nie pozwalały odpocząć emocjom widza. Tymczasem „Inferno” w pewnym momencie nuży. Ale i o powieści Dana Browna mówi się, że jest mniej atrakcyjna od poprzednich jego książek.

To, co nie zawodzi, to muzyka jedynego w swoim rodzaju Hansa Zimmera. Na ekranie zobaczymy też szereg znanych twarzy: Felicity Jones („Teoria wszystkiego”), Omar Sy („Nietykalni”), Irrfan Khan („Życie Pi”).

„Inferno” to jeden z tych filmów, który nie jest na tyle zły, aby odwodzić od obejrzenia go, ale zdecydowanie reprezentuje kino rozrywkowe, które nie zapada w pamięć, a płynące z seansu refleksje nie zostają z widzem na dłużej.

About the Author

Radiowiec, prawnik, podróżnik. Niekoniecznie w takiej kolejności. Nade wszystko: kinomaniak.

Related Posts

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Leave a Reply