Tożsamość, odkrywanie własnych korzeni i radość tworzenia wspólnoty to główne motywy In the Heights. Gorące nowojorskie lato, duszne ulice i latynoski temperament wypełniają ekran, a Lin-Manuel Miranda sprawia, że uśmiech nie schodzi nam z twarzy. Prosta historia marzeń i wielkich nadziei trafi do każdego. Niezależnie od pochodzenia, wiary czy koloru skóry łączy nas jedno – pragnienie szczęścia i przynależności.
Przeczytaj także: 7 days
Unsavi (Anthony Ramos) ciężko pracuje, marząc o wyjeździe na Dominikanę. Kiedy był małym chłopcem jego rodzice wyruszyli do Stanów Zjednoczonych, by rozpocząć nowe, lepsze życie. Marzenia o świetlanej przyszłości dość szybko zostały zweryfikowane, a młody marzyciel doskonale wie, że nic nie przychodzi lekko i za darmo. Odpowiedzialnie prowadzi mały sklep w Washington Heights, spędza czas z przyjaciółmi i troszczy się o ukochaną babcię. Zwyczajny chłopak, w zwyczajnym świecie, gdzie nieustannie świeci słońce, ale szara rzeczywistość nie pozwala o sobie zapomnieć.
Jon M. Chu przenosi na ekran musical, który odnosił wielkie sukcesy na Broadwayu i robi to wyśmienicie. Duszne ulice przypominają pogodną wersję West Side Story, gdzie małe bolączki idą w cień, gdy wszyscy są razem. Tworzący muzykę Miranda ponownie pokazuje, jak wielkie ma wyczucie rytmu i słowa, przez co filmowe opowiadanie piosenkami brzmi niesamowicie naturalnie. Przyciąga uwagę. Sprawia, że tupiemy nóżką i doskonale różnicuje bohaterów przy pomocy dźwięków. Tworzy czarne brzmienie, ale też kolorowe latynoskie rytmy. Każda z postaci ma swoje tempo i barwę, ale razem tworzą piękną kompozycję.
Przeczytaj także: Minari
In the Heights to nie tylko muzyka i świetne choreografie, choć trzeba przyznać, że te elementy naprawdę robią wrażenie. Chu z dużą czułością przygląda się młodym bohaterom, którzy są dziećmi imigrantów. Opowiada ich historie, pokazując blaski i cienie bycia obywatelem Stanów Zjednoczonych z latynoskimi korzeniami. Unsavi tęskni za Dominikaną, która w jego dziecięcych wspomnieniach jawi się jako raj utracony, Vanessa (Melissa Barrera) chcę wpasować się do społeczności Downtown i piać się po szczeblach kariery, a Nina (Leslie Grace) nie może pogodzić się z tym, że ze względu na kolor skóry zawsze będzie traktowana jako obywatel drugiej kategorii. Pomimo tego, że Nina odnosi sukcesu i dzięki ogromnemu zaangażowaniu rodziny dostaje się na Stanford, czuje się wyobcowana. Każdy z bohaterów ma swoje bolączki, ale też marzenia, które trzymają ich w ryzach.
Reżyser pokazuje zmagania młodych ludzi z rzeczywistością. Z jednej strony przepełnia ich pragnienia przynależności do społeczności, w której się wychowali, a z drugiej czują się spętani więzami pochodzenia. Choć In the Heights porusza ważne dylematy, nie przytłacza ich ciężarem. To przede wszystkim radość płynąca z bycia razem, celebracja wspólnoty i świetna muzyka. Ten film ma w sobie niesamowitą energię, potrafi puszczać oko do widza i dodawać otuchy. Chu pokazuje, że można lekko opowiadać o ważnych tematach, nie tracąc przy tym z oka tego co najważniejsze – magii kina płynącej z obrazu i dobrej historii.
daję 8 łapek!