4 – daję 4 łapki!

JM4_3241.NEF

Film Jona M. Chu jest niczym sztuczka magiczna. Mami, bawi, wytęża uwagę, do tego jest dość efektowny, ale na końcu okazuje się, że wszystko, co widzieliśmy było tylko złudzeniem.

Pierwsza część „Iluzji” uginała się pod nadmiarem wizualnych rozwiązań i dziur logicznych, druga odsłona – idąc tropem sequelowych produkcji – sięga po oręż „mocniej i więcej” i strzela sobie w piętę. Intryga pierwowzoru trzymała w napięciu, wywoływała zaciekawienie skrzętnie splecioną fabułą, tu nuży i irytuje przedłużonymi sekwencjami, które obliczone są tylko na magiczny popis.

Trzej Jeźdźcy, po odejściu Henley Reeves, muszą żyć w ukryciu i z dużą cierpliwością czekać na rozkazy płynące z Oka. Tajemniczy zwierzchnik magików skąpi informacji, wysyła krótkie wiadomości, przygotowując większy plan zdemaskowania internetowego przekrętu, w którym ogromna firma produkująca telefony (taki jakby filmowy Apple) chce wprowadzić sprzęt gromadzący dane o swoich właścicielach. Wirtualne szpiegostwo i obdzieranie z prywatności to ostatnio nośne tematy, dlatego też magicy postanawiają stanąć w obronie niczego nieświadomych konsumentów. Chu rzuca im jednak kłody pod nogi i nasi bohaterowie sami stają się ofiarami intrygi. Akcja się zagęszcza, pytania narastają, bohaterów przybywa, ale sztuczki magiczne są już nam znane.

„Iluzja 2” zyskuje kilka nowych postaci i wyprawę do Makao, która staje się stolicą iluzjonistów. Pojawiają się nowe wątki. Merritt (Woody Harrelson) spotyka brata bliźniaka, który miał być największym źródłem humoru. Coś jednak nie wyszło. One-lineary, choć są chwytliwe, trącą nieco żenująco-gorzkim dowcipem, a dialogi czasami rozpływają się w absurdach. Zresztą cała intryga jest grubymi nićmi szyta i jak zwykle rozgrywa się wokół zemsty za dawne czyny według dewizy: oko za oko. Dylan (Mark Ruffalo) chce pomścić śmierć swojego ojca, a Walter (Daniel Radliffe) utracone miliony swojego ojca. A magicy mają ponownie stworzyć sztuczkę, która zachwyci cały świat. Wciąż nad wszystkim zdaje się czuwać Thaddeus (Morgan Freeman). Z czasem trudno się zorientować, po której jest stronie, ale w końcu  Freeman zawsze rozdaje karty, pozostając niezastąpionym w roli Boga.

iluzja2

Film Chu momentami wydaje się pisany na kolanie. Mało w nim logiki i sensu, a niektóre sceny zostają rozciągnięte do granic możliwości. Sekwencja z przekazywaniem sobie karty z chipem do wszystkich danych komputerowych niebezpiecznie ociera się o groteskę. Wydaje się, że „Iluzja 2” miała ogromne ambicje, ale poległa podczas wykonania. Są fajerwerki, jest londyński Nowy Rok, mnóstwo sztuczek i iluzji, ale ostatecznie podoba się tylko dźwięk. To nie jest zachęcające, kiedy z całej produkcji uwagę zwraca fakt, że wszystko dobrze słychać i czasem można tupnąć nóżką do ścieżki dźwiękowej. Sequel „Iluzji” okazał się tylko filmowym złudzeniem.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply