Filmy oparte na prawdziwych historiach wzruszają i bawią. Szczególnie opowieści o miłości spełnionej i szczęśliwej pomimo przeciwności losu. Piękni bohaterowie, zdeterminowani w swych dążeniach już na starcie podbijają serca widowni. Chce się im kibicować, trzymać kciuki za pomyślny koniec, ale bańka radości potrafi równie efektownie prysnąć, kiedy dłużyzna goni dłużyznę, a dialog nie jest inspiracją, lecz czczym gadaniem – a raczej opowiadaniem – w samym sercu banalnej i przewidywalnej fabuły.

I tak cię kocham

I tak cię kocham

I tak cię kocham jest komedią romantyczną, która stara się wyrwać od typowego schematu opowiadania, ale boleśnie odklepuje każdy niezbędny punkt kulminacyjny. Gatunek ten ma to do siebie, że od samego początku wiemy, jaki będzie finał i poszczególne elementy akcji, dlatego twórcy muszą znudzonemu widzowi zaoferować coś więcej. Coś od siebie. Michael Showalter postanowił pokazać prawdziwą historię Kumaila Nanjiani. Aktor i komik urodził się w Pakistanie, ale w wieku 18 lat przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych, gdzie ukończył studia i poznał miłość swojego życia – Emily V. Gordon (Zoe Kazan). Historia początku ich związku jest burzliwa. Po radosnym zauroczeniu nadszedł czas na szarą rzeczywistość, a raczej dylemat Kumaila, czy postawić na własne szczęście, czy szczęście rodziców.

Showalter bierze na warsztat nie tylko miłosne uniesienia, ale przede wszystkim różnice kulturowe i rasistowskie nastroje amerykańskiego społeczeństwa, które wciąż żyje w lęku po zamachach terrorystycznych. Pakistańczyk spędzający całe swoje dorosłe życie w Stanach wciąż jest uważany za przedstawiciela ISIS, którego należy się obawiać. Szkoda, że ten temat został zawieszony na stereotypach i uprzedzeniach, nie doczekując się rozwinięcia i pogłębienia. Zdaje się, że to największe bolączka I tak cię kocham – osadzenie opowieści na schematach i jednowymiarowych postaciach, które wyrzucają z siebie nadmiary dialogu.

I tak cię kocham

I tak cię kocham

Ta opowieść nie opiera się na filmowej narracji, ale nieustannej paplaninie, która – momentami – do niczego nie prowadzi. Chemia między Nanjiani a Kazan bywa wątpliwa, a najwięcej radości dostarczają ich do bólu stereotypowi rodzice. Obśmiani, ale wciąż niezwykle atrakcyjni, stają się motorem napędowym całej akcji, rozładowując słodko-gorzką atmosferę nieudanego związku.

I tak cię kocham jest sundancowym, lekkim i przyjemnym kinem, które daje nadzieję, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Nieco naiwne, ale przecież prawdziwe. Tego się oczekuje od prawdziwych historii – aby pokazywały, że każdy z nas ma szansę odnaleźć szczęście.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply