– daję 5 łapek!
Anna i Juhan spędzają wakacje w luksusowym domu nad brzegiem morza. Nie byłoby ich na to stać, gdyby nie życzliwi zamożni znajomi. W obliczu tego, że mężczyzna nagle traci pracę, kolejny urlop stoi pod znakiem zapytania.
Od początku wyczuwa się pomiędzy partnerami napiętą atmosferę. Kłócą się o wszystko. Ona jest wiecznie poirytowana, on przygnębiony. Próbuję zgadywać, że chodzi nie tyle o problemy finansowe, co o dokuczającą parze bezdzietność.
Pozorna sielanka jednak trwa. Wielki dom, przestronne pokoje, prywatna plaża, przejrzysta woda morska, sprzyjająca pogoda.
Pewnego razu, kiedy para zażywa uroków kąpieli w morzu, ktoś zakrada się do pozostawionych na brzegu rzeczy. Juhan poleca to zignorować, rozdrażniona Anna zarzuca partnerowi tchórzostwo.
Niedługo potem drogi wczasowiczów i intruzów znów się krzyżują. Nieznajoma kobieta rani się w nogę. Para zaprasza obcych do siebie. Na pobieżnym opatrzeniu się jednak nie kończy. Anna oferuje Triin i Erikowi nocleg. Ku rozgoryczeniu Juhana – kobieta idzie o krok dalej – także następnego dnia nie planuje wypuścić przybyszów. Obie pary spędzą ten urlop razem.
„Grę pozorów” porównuje się do słynnego obrazu Michaela Haneke „Funny Games”. Już na pierwszy rzut oka widać chociażby zbieżność w imionach głównych bohaterek obu produkcji.
Podobno o rzeczonym filmie z 1997 roku reżyser powiedział producentowi, że jeśli film okaże się sukcesem, to tylko dlatego, że widzowie nie zrozumieją jego przesłania. Także estoński obraz zdaje się silić na zawoalowaną symbolikę, ale nie dorównuje pierwowzorowi sprzed dwóch dekad.
Dramat trzyma w napięciu. Kreuje permanentne podenerwowanie. Długo czekałam, aż coś się wydarzy. Ktoś musiał tu kogoś w końcu zdradzić albo zabić. Która wersja rozwoju wydarzeń okazała się być realizacją wizji twórców?
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]