Drużyna miecza i młota wyruszyła za Mur. Siostrzane relacje ulegają jeszcze większemu ochłodzeniu, a manipulacje Littlefingera zdają się teraz najmniejszym problemem. Tyrion traci wpływy. Ogień płonie, armia wędruje, a napięcie sięga zenitu. Szósty odcinek serii jest wstępem do nadchodzącego finału i w niesamowity sposób zmienia rozstawienie pionków na polu bitwy. Dobrze wiemy, że nie będzie łatwo. A zjednoczenie sił wszystkich walczących o Żelazny Tron staje się kluczową sprawą. Szkoda tylko, że logika bierze sobie wolne, a przyspieszenie akcji i wizualny rozmach zmuszają twórców do niezbyt udanych fabularnych skrótów.

Gra o tron

Gra o tron

Jon Snow i jego urocza ekipa wędrują po skutym lodem lądzie. Humor ich nie opuszcza, ale jest to raczej nerwowy śmiech w oczekiwaniu na nieznane. Kiedy napotykają na małą grupkę Umarłych, wydaje się, że pochwycą jednego i z powodzeniem wrócą do nieco cieplejszych klimatów. Nic bardziej mylnego! Przecież to oczywiste, że natychmiast pojawi się cały oddział dowodzony przez Nocnego Króla. Jedyny ratunek w szybkiej interwencji Daenerys. Gendry – jako najszybszy biegacza (już wiemy, co robił, kiedy go nie było!) – ostatkiem sił dociera do Nocnej Straży, aby wysłać kruka ze złymi informacjami. W tym odcinku dowiadujemy się, że ptaki to potrafią rozwijać niezwykłą prędkość, a smoki mają perfekcyjną i niespotykanie dokładną geolokalizację.



Cała akcja za murem jest utrzymana w niezwykłym napięciu i banalności popełnianych błędów. Nawet wtedy, kiedy Jon i jego pozostali kompani stoją na skale otoczonej zamarzniętym jeziorem, trudno nie westchnąć z zaskoczenia, że jest one pokryte tak cienką warstwą lodu, która pęka pod ciężarem rozwścieczonej armii. Czyżby za Murem nie panowała sroga zima? Bawi również głupota Clegane i przewidywalność scenariuszowych rozwiązań.

Kreatury przypominają wygłodniałe zombie, która uciekły z planu The Walking Dead, a jeden impuls wystarczy by wyrwać je ze stuporu i rozpocząć krwiożerczy atak. Cała sekwencja jest pięknie sfilmowana. Przechodzimy od ogólnych i szerokich kadrów do zbliżeń i nieco chaotycznych detali. Przyglądamy się każdemu bohaterowi. Patrzymy, jak odpiera atak wroga i z całą mocą zaciskamy kciuki, aby wszyscy przetrwali tą potyczkę. Nie ukrywam, że nieustannie towarzyszyły mi nieparlamentarne okrzyki, szczególnie wtedy, kiedy Tormud powoli znikał pod stertą zgniłych ciał. Tak samo kibicowałam, Clegane’owi, choć nie jest najsympatyczniejszą postacią, pozostają jedną z najbardziej naznaczonych smutkiem. Cieszy mnie, że – na razie – przetrwał to starcie. Choć wydaje się, że twórcy stracili dawnego pazura, kiedy bez kompromisów pozbawiali życia najbardziej lubianych bohaterów. Tym razem giną Dzicy, do których nie zdążyliśmy się przywiązać.

Fajnie, że pomimo bitewnej zawieruchy, twórcy znaleźli czas na zacieśnianie więzi i tworzenie prawdziwego braterstwa broni. Jorah i Jon wybaczają sobie grzech swoich ojców, Tormud dzieli się swoim (nie)szczęściem doświadczonej miłości (gdybyśmy jeszcze nie wiedzieli, że kocha Brienne i chce mieć z nią małe potworki), a Gendry spełnia najistotniejsze zadanie z całej gromady – wzywa pomoc! Wszyscy tworzą doświadczoną i pełną dystansu do siebie ekipę, z którą można konie kraść – ewentualnie umarłych ludzi.

Gra o tron

Gra o tron

W między czasie w Winterfell atmosfera robi się niezwykle napięta. Manipulacja Littlefingera sprawia, że siostry przestają sobie ufać, a Aryia ma za złe Sansie słabość i ułomność charakteru. Wypomina jej dziewczęcość i dziecięcą delikatność w momencie, kiedy były potrzebne siła i zdecydowanie. Dziewczyny zaczynają się licytować, która doświadczyła więcej upokorzeń i jak wiele musiały wycierpieć, by znaleźć się w tym miejscu, w którym są obecnie. Między nimi zaczyna się niebezpieczna gra, w której Sansa jest na przegranej pozycji. Szczególnie w obliczu doświadczenia Aryi i lekcji, jakie odrobiła, stając się Dziewczynką Bez Twarzy. Przez moment można się poczuć, jak w przedszkolu podczas zabawy w piaskownicy, kiedy dzieciaki próbują sobie udowodnić, czyj zamek jest piękniejszy. Do tego, przy całej mojej wcześniejszej sympatii do najmłodszej latorośli Starków, Aryia zaczyna niebezpiecznie zahaczać o szaleństwo. Z pewnej siebie i zdeterminowanej dziewczyny zaczyna się przeradzać w psychopatyczną mścicielkę, która napędzana zemstą coraz bardziej traci zmysły.

Tyrion wpada w tarapaty, tracąc ekskluzywny dostęp do królewskiego ucha. Daenerys nie potrafi mu w pełni zaufać, a słowa doradców traktuje z dużą powściągliwością. Samodzielnie podejmuje decyzje i robi się coraz bardziej niecierpliwa. Nie chce już mądrego i taktycznego działania, liczy się efektowność i szybkość osiąganych efektów. Choć Tyrion zna Lannisterów i nie tyle potrafi przewidzieć działania Cersei, co ma świadomość, że z jej strony można się spodziewać niespodziewanego, wciąż nie udaje mu się przekonać Królowej do słuchania swoich rad.

Pomimo zachwiania logicznej strony opowieści – co nie jest nowością, w końcu znajdujemy się w świecie fantasy, gdzie przemieszczanie się pomiędzy krainami zajmuje tyle, co pstryknięcie palca, zachwyca rozmach scen batalistycznych. W końcu smoki wyruszyły w daleką podróż, a upadek Viseriona zapiera dech w piersi. Rozczarować może reakcja Daenerys, która – jak na wyjątkowo zaangażowaną matkę – pozostaje niezwykle powściągliwa w wyrażaniu emocji. Kamienna twarz i uczuciowe wycofanie sprawia, że nie do końca jest wiarygodna w przeżywaniu rozpaczy po stracie dziecka. Tym bardziej, że chwilę później z pełnym oddaniem pochyla się nad pokiereszowanym Jonem Snowem i smali do niego cholewki. Love is in the air! Nic tylko klękać przed sobą nawzajem, przyznawać się do swojego rozbuchanego ego i posypywać czoło popiołem. Od teraz razem ramię w ramię muszą staną naprzeciwko wroga.

Gra o tron

Gra o tron

Jedno jest pewne, ten odcinek Gry o tron przynosi ponownie fenomenalną interwencję smoków, które z zapałem roztapiają lodowe skały i rozprawiają się z armią dowodzoną przez Nocnego Króla. Kilka nośnych żarcików i elektryzującą zapowiedź walki, w której armia umarłych będzie mogła wykorzystać niezwykle sprawną broń – wielkiego smoka. Twórcy tego odcinkach zagotowali niezwykle sprawną mieszankę horroru z thrillerem i właśnie za ten rozmach kocham Grę o tron i na razie przymykam oko na absurdalność fabularnych rozwiązań.

Beyond the Wall przynosi kilka wielkich zaskoczeń, niespodziewane cameo – nie przegapcie pojawienia się wuja Benjena, który zawsze ratuje z opresji – i złowrogie zwiastuny wielkiej – ostatecznej – walki, w której trzeba odnaleźć nowe atuty i elementy zaskoczenia wroga. Zdaje się, że wszystkie karty zostały wykorzystane. Zostaje jeszcze smocze szkło ze Smoczej Skały. Na razie dostajemy dowody na to, że Jon Snow rzeczywiście nic nie wie… i dość szybko będzie musiał nadrobić swoje braki w edukacji i rozumieniu ludzkich relacji.  

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply