Zima nadeszła. Mrok i chłód czuć w świecie Gry o tron i wszyscy dobrze wiemy, że słońce nieprędko rozjaśni urocze krainy. Na 7 sezon przyszło nam czekać ponad trzy miesiące dłużej niż zazwyczaj – głównie ze względu na anomalie pogodowe, które przesunęły terminy zdjęć – ale twórcy potrafią zrekompensować oczekiwanie. Choć pierwszy odcinek nie przynosi szalonych rozwiązań i trzymających w napięciu scen, jesteśmy przyzwyczajeni, że początek sezonu to subtelne (acz dosadne) wprowadzenie do świata Siedmiu Królestw.
Kobiety, choć wciąż zdominowane przez mężczyzn, coraz odważniej wysuwają się na pierwszy plan. Arya Stark kontynuuje swoją misję, z powodzeniem wykreślając kolejnych wrogów ze swojej listy. Krwawa uczta, która otwiera sezon, przypomina nam o tym, że bohaterowie Gry o tron nie ulegają sentymentom. Walder Fray zapłacił za swoje decyzje, teraz nadszedł czas na jego żołnierzy. Arya pokazuje, że nikt i nic nie będzie w stanie jej zatrzymać w wypełnieniu swojego planu zemsty. Cersei Lannister powinna się obawiać.
Sansa Stark nie zamierza ponownie wejść w buty uległej dziewczynki u boku mężczyzny. Głośno wyraża swoje zdanie, nawet jeśli ma się narazić na gniew brata. Jon Snow przygotowuje Północ do wojny i z rozwagą musi postępować wobec sprzymierzeńców i zdrajców. Na szali staje życie potomków Umberów i Karstarków. Snow wie, że od rodowych waśni ważniejsze jest zjednoczenie sił przeciwko groźnemu i nieobliczalnemu najeźdźcy.
W międzyczasie widzimy Cersei, która nie jest w komfortowej sytuacji. Otoczona wrogami, musi szukać nowych sojuszników, dzięki którym zachowa Żelazny Tron. W Królewskiej Przystani pojawia się Euron Greyjoy. Świadomy swej siły i posiadanych kart przetargowych jest doskonałym przedstawicielem swego rodu. Psychopatyczny, z szaleństwem w oczach upaja się śmiercią i zniszczeniem. Nie cofnie się przed niczym, a posiadając ogromną flotę może manipulować Królową.
Najbardziej szkoda Sama, który w Cytadelii wypełnia żmudne obowiązki, by zostać maestrem. Posiadając bogatą wiedzę i doświadczenie, nie zyskuje dostępu do tajemnych ksiąg i niewielu ze starszych uczonych wierzy w jego opowieści o istnieniu Lodowej Armii. Doskonale wiemy, że zagrożenie nadchodzi, a mroczni najeźdźcy ruszyli w stronę Muru.
Tymczasem Daenerys wraz ze swoją flotą przybywa do Westeros. Zatrzymuje się w Smoczej Skale, skąd wyruszy do walki przeciwko Cersei. Można wyczuć napięcie i podniosłą atmosferę, szczególnie że w podróży towarzyszą jej wierni ludzie z Tyrionem Lannisterem na czele.
Pierwszy odcinek 7 sezonu Gry o tron doskonale buduje nastrój oczekiwania na wielkie starcie. To jeden z najbardziej widowiskowych seriali w historii telewizji i konsekwentnie realizuje się w mrocznej estetyce. Dopracowane kostiumy i intrygujące postaci stanowią już markę, której jakości nie trzeba udowadniać. Otwarcie kolejnego sezonu potwierdza tylko wielkość i precyzję twórczej wizji. Pomimo stonowanej i nieco wyciszonej atmosfery, sytuujemy się pośrodku największego konfliktu, który wkrótce pochłonie Siedem Królestw. Napięcie miesza się z radością oczekiwania, a twórcy puszczają oko do widzów, serwując rozluźniające atmosferę żarty i ciekawe cameo Eda Sheerana (mamy kolejną piękną piosenkę!).
HBO rehabilituje czas, w którym kobiece bohaterki nie mogły się cieszyć dobrym traktowaniem i szacunkiem ze strony mężczyzn. Widać, że tym sezonie to one będą rozdawać karty i decydować o przyszłości Królestwa. Gra o tron pokazuje, że w kobietach tkwi niesamowita siła, inteligencja i spryt. Każda z nich ma do stoczenia własną walkę. Kto przetrwa? O tym przekonamy się co poniedziałek w HBO i HBO GO.