Godland to film dla lubiących celebrację chwili i natury w kinie. Hlynur Pálmason komponuje piękne kadry, czerpie pełnymi garściami inspiracje ze skandynawskiego kina i zabiera na surową wyprawę do odległych rejonów Islandii.

Inspiracją do powstania filmu były odnalezione stare zdjęcia przedstawiające ludzi mieszkających na Islandii. Palmason z krótkich fragmentów rzeczywistości zbudował opowieść o starciu cywilizacji z naturą, chrystianizacji z porządkiem otaczającego nas świata, siły ze słabością i odwagi z głupotą. To opowieść o zetknięciu człowieka z ogromem żywiołu, a także pychą, którą staje się niebezpieczną bronią. 

Luterański ksiądz Lucas (Elliott Crosset Hove) wyrusza z Danii w południowo-wschodnie rejony Islandii, by nieść na swych barkach i w sercu słowo Boże. Pełen zapału wyrusza, by nawracać i z pozycji wyższości pokazywać prawdy tego świata wiejskiej ludności. W jego wędrówce towarzyszy mu lokalny przewodnik i bajarz Ragnar (Ingvar Sigurðsson). Łatwo można domyślić się, że pochodzący z dwóch różnych porządków panowie nie znajdą wspólnego języka, a wiele wątków w tej opowieści będzie opierało się na ich antagonizmach. W końcu Absolut staje tu w szranki z szarą codziennością, sprawy wysokiej rangi z walką o przetrwanie, a religijna podniosłość z nieuchronnością losu. 

Przeczytaj także: Pięć diabłów

Godland opowiada o sprawach ważnych. Islandzki reżyser uderza w wysokie tony. Prowadzi rozważania o naturze Boga i zastanawia się nad miejscem człowieka w świecie. Robi to w iście epickim stylu, przywiązując dużą wagę do stylistyki opowiadania. Całość została ubrana w kadr 4:3 i nakręcona na taśmie. Natura w tym ujęciu wygląda niebywale monumentalnie, ale też przytłaczająco. W Godland krajobraz jest piękny, ale niesie w sobie ogromne pokłady niebezpieczeństwa i strachu. Islandzkie rubieże zachwycają zielenią, ale też przyprawiają o dreszcz ze względu na swój surowy charakter. Palmason podkreśla, że w tym spotkaniu z naturą trzeba być wyjątkowo uważnym. To ona posiada nad ludźmi władzę. 

Ten film niesie w sobie małe zachwyty w wizualnej warstwie, ale też może rozczarować powściągliwością opowiadana. Na próżno doszukiwać się tu można fabularnych fajerwerków. Bohaterowie raczej też nie wzbudzą nadmiernej sympatii. Surowy klimat natury udziela się również międzyludzkim relacjom, a iskierki ciepłych uczuć podszytem są wyczekiwaniem katastrofy. Godland wyróżnia się językiem opowiadania, zaprasza do świata, w którym nie zawsze jest przyjemnie, a przy tym świadomie korzysta z kulturowego dorobku (odniesienia do Bergmana czy Dreyera). Chłodna wycieczka, z której zapamięta się piękne krajobrazy.

daję 7 łapek!

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply